sobota, 30 grudnia 2017

NIVEA: Suchy olejek do ciała.

Witajcie!
Jutro Sylwester! My planujemy wieczór z filmami :P o ile Bartosz będzie łaskawy ;))
Ale plany są, coś dobrego upichcę do jedzonka, sałatka z ogórkiem chili, selerem konserwowym i szynką,  do tego  bagietka z pomidorem i mozarellą to idealna propozycja ;) Piccolo się chłodzi, ten %% też- lampkę na pewno sobie trzasnę, a co!

Dzisiaj przychodzę do was z moją opinią o olejku, który nie tak dawno otrzymałam od Nivea.
Na pewno wiele z was już o nim słyszało, a nawet miało okazję go wypróbować. 
Jeśli jesteście ciekawi jak się u mnie sprawdził- zapraszam!


Ładna zgrabna buteleczka, z czytelną i przyjemną dla oka etykietą. Opakowanie proste, ale ładne.
Pojemność to 200 ml.


Skład dla zaciekawionych. Zużyć produkt należy w 12 miesięcy od otwarcia.


Kilka informacji od producenta.


Opakowanie zwieńczone jest niewielkim otworem, przez który wydobywamy produkt. Ja trochę naciskam butelkę, wtedy na dłoni znajduje się idealna ilość produktu.


Konsystencja olejowa, jednak dosyć rzadka. Łatwo się go rozsmarowuje, sunie po ciele, nie tak jak niektóre oleje ciężkie do rozsmarowania a czasem nawet wymagające rozgrzania.

Suchy olejek, co to właściwie znaczy?
Znaczy, że po wsmarowaniu go nie powinna na ciele zostać tłusta warstwa, powinien się ekspresowo wchłaniać.

Olejek przyjemnie pachnie, typowo dla kosmetyków nivea, mi się podoba!
Ma tłustą konsystencję, ale zarazem dosyć lekką. Wchłania się szybko, jak na olejek. Jednak ja wyczuwam film, który pozostawia na skórze. Jednak różni się on od tej pozostającej po użyciu typowych olejów. Ubranie nie klei się po nim do ciała. Skóra jest nawilżona, przyjemna w dotyku i ładnie rozświetlona. Używam go niemal codziennie od ok 3 tygodni, zdarzało mi się ze dwa razy użyć jakiegoś balsamu.
Jednak śmiało mogę stwierdzić, że nie uczulił mnie, nie zapchał- co ostatnio po raz pierwszy miało miejsce, na łydkach (ale nie po nim). Nie wysuszył mojej skóry, ani nic z tych rzeczy.
Bardzo go polubiłam i chętnie po niego sięgam! 
Na szczęście jest wydajny, więc dobrych parę dni jeszcze go poużywam!


Znacie ten olejek? Jak sprawdził się u was?

BUZIAKI, KAŚKA :*

czwartek, 28 grudnia 2017

YANKEE CANDLE: Cranberry Ice.

Witajcie Kochani!
Jak po świętach? Najedzeni? Wypoczęci? Teraz sylwester i wkraczamy w nowy, 2018 rok ;)
Jakie plany na sylwester? My planujemy zrobić sobie kino w domu, impreza jeszcze nie w tym roku :P

Dzisiaj chciałabym wam opowiedzieć kilka słów o wosku, który mnie trochę zaskoczył. Ale czy pozytywnie?
Mowa o Cranberry Ice od YC, wiem, że wiele osób go bardzo chwali!


'Wosk z okolicznościowej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic. Wyczuwalne aromaty: żurawina otulona lodową świeżością.'

'Żurawina nierozerwalnie kojarzy nam się z czasem grudniowych celebracji, kiedy tymi pięknymi, czerwonymi owocami przyozdabiamy świąteczne stoły i stroiki. Ale zjawiskowa żurawina to nie tylko dekoracja, ale i skarbnica wielu, prozdrowotnych składników. A poza tym to prawdziwy rarytas kulinarny, który smakuje wyśmienicie bez względu na porę roku! W wersji Yankee Candle żurawina podawana jest w nieco zmrożonej, bardzo orzeźwiającej wersji. Wosk w formie żurawinowej tarteletki uwalnia naturalne esencje, które doskonale pobudzają i dodają energii.'
źródło.



Piękna grafika, śliczny soczysty czerwony kolor przywodzi na myśl owoce żurawiny, świeże, bo suszone są dużo ciemniejsze. Nie raz zdarza mi się kupić trochę do kisielu- uwielbiam kisiel żurawinowy!

Tutaj nastawiałam się na mega kwaśny, odrobinę świeży zapach.
Czuć żurawinę, zdecydowanie, i jest ona w trochę kwaskowata, ale podbita słodyczą. Ten zapach to dla mnie kropka w kropkę zapach cukierków pudrowych, które kojarzą mi się z dzieciństwem! Kiedy to za każde 'dostanięte' pieniądze, szłam i chociaż kilka takich cukierków sobie kupowałam ;)
Odrobinę też czuć tą świeżość, która może kojarzyć się z kruszonym lodem właśnie.

Cudowny, piękny zapach, idealny na jesienne wieczory, mimo, że nie jest przesłodki (a takie przeważnie podbijają moje serce), ten je podbił zdecydowanie <3

Wosk znajdziecie na stronie Goodies, a dokładnie TU. W cenie 9 zł.


Znacie ten zapach? Czym pachnie dla was Cranberry Ice?

BUZIAKI, KAŚKA :*

wtorek, 26 grudnia 2017

JOYBOX: X-mass 2017.

Witajcie.
Kochani, na początku, chciałabym wam życzyć zdrowych, spokojnych, oraz pełnych miłości Świąt Bożego Narodzenia. Odpocznijcie, spędźcie je w gronie bliskich, cieszcie się z małych rzeczy, bo to nadaje największej wartości życiu. Warto celebrować każdą chwilę, doceniać drobnostki, czasem uważane za mniej ważne. Dla mnie to bardzo rodzinne święta. W tym roku szczególnie mnie cieszą, mimo, że urobiłam się po łokcie, bo Bartek jest już duży, sporo już rozumie i jego radość z całego rozpakowywania prezentu i generalnie z prezentu- bezcenna! Kocham sprawiać mu radość, oby jak najwięcej takich okazji <3


Dzisiaj szybki, przyjemny do czytania post. Chcę wam pokazać zawartość Joyboxa grudniowego, edycji świątecznej.
Gotowi? Zapraszam!


Cała zawartość ;) Prezentuje się całkiem nieźle prawda?


Ekspresowa odżywka do włosów Pantene- nowość, której jestem baardzo ciekawa!


Peeling BodyBoom kokos. Taki sam, tylko pełnowymiarowe opakowanie, czekał na mnie pod choinką ;) ale ten oczywiście otworzyłam tego samego wieczoru po zrobieniu zdjęć. Niestety zawiodłam się. Zapachem. Kokos ledwie wyczuwalny.. A te peelingi słyną z działanie, no ale też z zapachu! Miałam truskawkę, pod prysznicem stoi banan. Truskawka pachniała ekstra, banan mi się nie podoba, ale oba są mega intensywne. A tutaj. Kawa. I kieeeedyś tam kieeeeedyś troszkę czuć kokos.


Sampler Spiced White Cocoa. Zamówiłam taki wosk, bo zapomniałam, że wybrałam w joyboxie ten wariant:P ale to nic, wosk powędrował w prezencie świątecznym, sampler sama wypróbuję :) na sucho... pachnie ciekawie. Zobaczymy co się wydarzy po odpaleniu ;)


Bio olejek do ciała od Kneipp. Znam go, przyjemny. Znam... bo był już w joyboxie ;/ i to największy minus pudełka.


Podkład do twarzy w musie od Essence. Brzmi ciekawie, ale leci dalej ;)


Maseczka-peeling z vianka. Miałam już jedną, ale inny wariant. Średnio tamtą polubiłam. Ciekawe jak ta się spisze. Teraz otworzyłam pastę z ziaji, więc ten peeling musi poczekać.


Keratynowa odżywka do włosów suchych i matowych. Tą też bardzo chętnie wypróbuję... Chociaż fakt, że druga odżywka do włosów w jednym boxie... ekhm :P ale spoko, nie zmarnuje się.


Kupon rabatowy do DeeZee. Plus darmowa dostawa :) Pewnie zrealizuję po nowym roku ;)

I jak według was zawartość? Dla mnie spoko, chociaż na pewno nie najlepsze ;) W każdym razie według mnie warto było je kupić i chętnie wypróbuję nowe dla mnie produkty.


Na recenzję czegoś konkretnego szczególnie czekacie? Dajcie znać :)

BUZIAKI, KAŚKA :*

piątek, 22 grudnia 2017

ISANA: Limitowane zimowe żele pod prysznic: Cosy Dreams, Lovely Winter.

Witajcie Kochani! Przygotowania do Świąt w trakcie. Czas pędzi jak szalony, a pracy jakby, zamiast mniej to co raz więcej. Dobrze, że darowałam sobie w tym roku pierniki, Bartek trochę przychorował, trzy dni został w domu i powiem szczerze, że nie zdołałam nic, kompletnie nic w te dni zrobić. Obiad, marne zakupy i tyle. Był marudny, kaszel, katar nie poprawiały mu samopoczucia, dużo się tulił i przeogromnie dużo spał. Na szczęście to nic takiego, ot zwykłe przeziębienie, normalne u przedszkolaka, jednak czwartego dnia-dziś- poszedł do przedszkola i dzięki temu chociaż załatwiłam ostatnie sprawy i raczej ostatnie zakupy przed świętami. Nie liczę drobiazgów spożywczych, bo to na pewno mnie jeszcze czeka :P

Dzisiaj chciałabym wam opowiedzieć o dwóch, nowych, limitowanych zapachach żeli pod prysznic od Isany. Jak tylko je zobaczyłam u kogoś na zdjęciach wiedziałam, że nie podlega to dyskusji, musiały wejść w moje posiadanie. Oba! Tak więc są ;)


Cudowne, urocze, no piękne opakowania! Bardzo kuszące, mnie zdecydowanie namawiają do ich kupna!

Na pierwszy ogień wariant Lovely Winter.





Kilka słów od producenta, skład. Pojemność to 300 ml.


Otwarcie dosyć typowe, na zatrzask. Niewielki otwór, butelka z dosyć miękkiego plastiku, bez problemu można wydobyć pożądaną ilość produktu.


Konsystencja dosyć gęsta, żelowa. Kolor przezroczysty lekko mglisty.

Zapach... cudowny! Jest to wanilia i kwiat tabaki. Nie mam pojęcia, jak pachnie kwiat tabaki, ale czuję coś cudownego, waniliowego. Nie jest to słodki zapach. No może ma słodkie podbicie, tyle.  Dla mnie jest to dosyć wytrawny zapach.
Wiecie jak to dla mnie pachnie. Jak jedno konkretne ciasto, robione kiedyś bardzo często przez moją mamę. Ciasto a'la babka piaskowa, z jabłkami.
Zapach jest obłędny, idealnie się nadaje na ponure zimowe wieczory, w moment poprawia humor, odpręża i relaksuje! Jest to mega nietypowy zapach, ale śmiało mogę rzec, że to jeden z najcudowniej pachnących żeli pod prysznic jakie kiedykolwiek miałam.


Pora na wariant Cosy dreams.





Kilka informacji od producenta. Skład. Pojemność to 300ml.


Otwarcie na zatrzask. Niewielki otwór, jednak produkt wydobywa się bez problemu.


Na dłoni nie widać, ale tutaj mamy lekko pomarańczowy kolor. Konsystencja typowa dla żelu pod prysznic, dosyć gęsta.

Kolejny obłędny zapach! Słodki otulający, przełamany nutą drzewa sandałowego. Nie jest to cytrusowy zapach, kwaskowaty ani nic w tym stylu. To piękny, słodki zapach, bardzo otulający i na maksa odprężający.. Kolejny ideał na tą ciemną i zimną porę roku! Ten z kolei to trochę pomarańczowa mamba, ale ... dla mnie to dosłownie mandarynka z cukrem i słodką śmietanką. Właśnie czuję tą mandarynkę i nutę śmietankową.


Oba żele dobrze myją, nie podrażniają i nie wysuszają mnie. Są to, według mnie, w 100% warte kupna produkty. Każdy bez promocji kosztuje 3,99 zł. Przecież to śmieszna cena ;)
Jedyny minus to to, że zapachy nie utrzymują się po zmyciu ani chwilę :(( Jednak cóż, widocznie wszystkiego mieć nie można.

I jakbym miała wybrać ten, który spodobał mi się najbardziej .... Nie potrafię! Z nimi mam tak, że jeśli używam jednego z nich, on zajmuje miejsce ulubieńca, jednak na drugi dzień, kiedy używam drugiego on z kolei staje na pierwszym miejscu!
I weź i weź :P


Znacie te żele limitowane? Lubicie żele isany? Też kupujecie niemal każdą limitkę? :P

BUZIAKI, KAŚKA :*

środa, 20 grudnia 2017

Yankee Candle: Crackling Wood Fire.

Witajcie Kochani! Ostatnie dni- młyn totalny! Bartek trochę zaniemógł, niby osłuchowo nic, gardło czyste, uszy też, ale katar i kaszel jest. Czy to od zębów, czy to przeziębienie. Ciężko stwierdzić..
Podejrzewałam nawet robaki, jednak robiliśmy dwa wyniki, w obu nie znaleziono nic. Na szczęście się polepsza... mam nadzieję, że co złe szybko przegnamy i święta spędzimy w pełnym zdrowiu i spokoju :)

Dzisiaj chciałabym wam opowiedzieć o zapachu z nowej kolekcji YC. Crackling Wood Fire- brzmi pięknie. Etykieta piękna, wyobrażenie o zapachu- cudowne. Ale czy mi się spodobał ?



'Rodzinne wspomnienia ujęte w słodkim zapachu wanilii, dopełnionej nutami drzewa cedrowego i gałki muszkatołowej ze szczyptą złocistego bursztynu.'


Szarawy kolor wosku- przywodzi na myśl popiół z kominka wygarniany co rano, aby oczyścić palenisko na kolejne gotowe do palenia polana.

Niestety. Jest to kompletnie nie mój zapach. Nie jest to jakiś smrodek, po prostu mnie drażni, na dłuższą metę wręcz denerwuje.
Zapach przypomina mi jakieś perfumy, trochę pudrowe, dla typowej kobietki ok pięćdziesiątki :P Ja lubię słodkie, rześkie zapachy, ale nie ciężkie w perfumach. A tutaj mimo, że zapach nie jest intensywny jednak dla mnie jest ciężki.
Nie czuję w nim wanilii, ale jest jakaś słodycz, przełamana aromatem gałki muszkatołowej i czegoś pudrowego.
Nie polubiłam go, nie zostanie w moich ulubieńcach, nie skuszę się na niego ponownie, a druga połowa poleci dalej ;)

Zapach jest do dostania na stronie Goodies, konkretnie TU, w cenie 9 zł.

Znacie ten zapach? Przypadł wam do gustu?

BUZIAKI, KAŚKA :*

poniedziałek, 18 grudnia 2017

JELLY BEAR HAIR: Żelki na piękne i mocne włosy. Czy warto wydać tyle na suplement diety?

Witajcie!
Synuś codziennie w przedszkolu, mama ma czas na spokojnie wypić kawkę... i do roboty :P w sensie w domku! Mam jeszcze sporo rzeczy do zrobienia przed świętami, a i tak zawsze znajdzie się coś do zrobienia z bieżących rzeczy, typu obiad, pranie, sprzątanie. Dzisiaj spróbuję się wziąć za bułeczki drożdżowe, kilka dni temu bardzo dokładnie wypytałam o przepis mamę, trzymajcie kciuki, żeby się udały!

Dzisiaj chciałabym wam opowiedzieć o żelkach, które otrzymałam w ramach współpracy. Żelki to suplement diety, zawierający mega dawkę biotyny i wielu innych witamin i minerałów.
Żelki mają poprawić stan włosów, paznokci i cery. Mają wzmocnić, poprawić i stan i ogólnie upiększyć urodę :P No i ciekawe, sprawdziły się, jak myślicie?


Bardzo przyjemne dla oka opakowanie, różowo niebieskie. Jest to spory plastikowy słoik. Zabezpieczony przed ew. ciekawskimi łapskami. Aby otworzyć trzeba rozerwać opakowanie.


Tabelka z zawartością witamin ;)


Kilka informacji od producenta i skład... syrop glukozowy-heloooł :D :D


W środku znajdują się żelki w kształcie misiaków. Żelki są koloru pomarańczowego. Jedno opakowanie zawiera ich ok 60 sztuk, czyli jedno opakowanie wystarcza na miesiąc kuracji.


Codzienna porcja- dwa misiożelki ;)

Żelki, czego w sumie można się było spodziewać, nie są zbyt smaczne.
No ale to przecież słodycz nie jest, prawa?

Niedługo po porodzie włosy zaczęły mi się sypać garściami! Dosłownie! Miałam na głowie łyse placki, zakola jak u podstarzałego mężczyzny :P
Po miesiącu stosowania innego suplementu były mega efekty! Nie dość, że nie wypadały, to i odrastały i wydawały się być dużo mocniejsze! Super! Ale czy po żelkach też jest tak super?

No właśnie nie ... Niestety u mnie jest zero efektów. Dosłownie. Włosy od jakichś 2-3 miesięcy wypadały mi znów, bardzo, na pewno miałam jakieś niedobory, nadal karmiłam (zresztą do spania i w nocy nadal karmię, czasem w dzień), mimo że jem sporo warzyw i dużo owoców, piję soki niestety widocznie to zbyt mało.

Niestety nie jestem w stanie ich wam polecić, chociaż wiem, że wiele osób pisze o pozytywnych efektach. Zazdroszczę. U mnie po miesiącu nie działo się nic, jeśli byłby jakiś efekt, może skusiłabym się na kupno kolejnych (pierwsze otrzymałam w ramach współpracy), ale w tej sytuacji, niestety nie. Jeszcze ta cena.. ponad 100 zł za opakowanie...


Znacie te żelki? Może u was były lepsze efekty?

BUZIAKI, KAŚKA :*

piątek, 15 grudnia 2017

YVES ROCHER: Zmysłowy krem do rąk kokos.

Witajcie Kochani!
Dzisiaj mieliśmy dzień otwarty w przedszkolu, oczywiście nie mogło mnie zabraknąć <3 To była tylko godzina, ale wspaniale spędziłam ten czas, razem z Bartkiem śpiewaliśmy, trochę tańczyliśmy i wspólnie wykleiliśmy choinkę! Możżecie podejrzeć na instagramie, jak się nad nią rozczulam :D Zapraszam.

<<Double_identityblog na instagramie.


Dzisiaj chciałam wam opowiedzieć o moim doświadczeniu z nowym kremem do rąk od Yves Rocher. Jak tylko zobaczyłam cały zestaw kremów na ich fanpage'u zapragnęłam mieć przynajmniej kokosowy, kokosowy obowiązkowo!
Niestety nadszedł czas, kiedy moje dłonie potrzebują mega dawki nawilżenia i odżywienia. Z nadzieją na cudny zapach, ale i działanie przy najbliższej wizycie w Yves Rocher, skusiłam się.


Urocza tubka, 'metalowa', kojarzy mi się z kremami do rąk L'Occitane, tam widziałam takie jako pierwsze, zresztą miałam dwa, ale daaawno. ;) Minusem jest pojemność.. to tylko 30 ml.


Skład :)


Krem jest koloru białego i ma dosyć lekką konsystencję, mimo że wygląda na porządny i zbity. Łatwo się rozsmarowuje i ekspresowo wchłania.
Zapach ma cudny! No przepiękny! Zero sztuczności, idealny słodki kokosik!

I tyle plusów. Krem jest na maksa lekki, szczerze powiedziawszy to najsłabszy krem jaki miałam od daawna. Taką pogodą, mam mega problem ze skórą dłoni. Są wysuszone, skóra piecze i pęka.
Niestety krem nic na to nie zaradził. Dosłownie zero poprawy, gdzie wiadomo w takich kryzysowych sytuacjach ulga potrzebna jest natychmiastowo, a tutaj tego brak :(
Jestem masakrycznie zawiedziona :( Liczyłam na niego! A jak poniuchałam to liczyłam razy 10!
Ehhh. Wracam do ulubieńca, który ratuje moją skórę dłoni, ten zużyję, bo niemal dobija dna, potrafię go używać 3-4 razy w ciągu godziny a i tak dłonie nadal są w opłakanym stanie .. Niestety jest też niewydajny, spokojnie można go zużyć w 2 tygodnie. Płacić 9,99 zł za krem aby używać go przez tak krótki czas? Hmmm, kiepski biznes. Za 100 ml, ok, ale nie 30.

Znacie ten krem? Jakie kremy do rąk możecie polecić?

BUZIAKI, KAŚKA :*

wtorek, 12 grudnia 2017

NOWOŚCI LISTOPADA.

Witajcie Kochani! 
W przedszkolu idzie nam co raz lepiej! Bartek się już niemal całkiem zaadaptował;) Śpi, sam zasypia! To dopiero wyczyn, w domu nigdy ;) Nooo sporadycznie raz na pół roku :D :D
A tu codziennie! Tylko jeszcze nie przekonał się do jedzenia... Niezbyt chce cokolwiek próbować, no ale mam nadzieję, że się to zmieni.
Niebawem przysiądę do wpisu na ten temat. Właściwie to już go trochę zaczęłam, ale to temat na głębszą refleksję, a z czasem ostatnio krucho, więc więcej tu recenzji :) W każdym razie tworzę, na pewno się coś pojawi!


Dzisiaj pora na nowości listopada! Już niemal połowa grudnia, ale tak się złożyło, że dopiero teraz mam jak wam pokazać co nowego mi przybyło :)


Przesyłka od Nivea :) fajny zestaw, jednak powędrował dalej. Nie lubię przetrzymywać takich produktów, bo niezbyt u mnie schodzą- używam okazjonalnie. Komuś innemu sprawił dużo radości :)




Zamówienie z kontigo.... :D no było -50%! No musiałam kupić mydełka Yope <3 no i chociaż jeden żel Biolove! Ziaja wpadła przy okazji, tanioszka! Dam jej drugą szansę ;)
Za to wszystko na obu zdjęciach zapłaciłam równo 60 zł!
To przecież niemal za darmo ;)


Do zamówienia dostałam aż tyle gratisów! Dziękuję kontigo!


Nowości (?) Isanki! po 3 zł każdy!


Gumimisie :D żelki na włosy ;) niebawem recenzja!


Zakupy w Yves Rocher ;) Płukankę już recenzowałam. Recenzja kremu niebawem się pojawi. Ale żel... to dla mnie pomyłka. Kompletnie innego zapachu się spodziewałam, żałuję, że nie poniuchałam w sklepie, bo na prawdę bym go nie wzięła.. Sugerowałam się żelem malina i mięta z Oriflame, ale niestety... to nie to. Zapłaciłam za to ok 27 zł :)

<<Płukanka do włosów z octem z malin.


Nie zaszalałam jakoś mocno, kupiłam też woski, właściwie wymieniłam punkty, dopłacając jakieś 2-3 zł, ale zapomniałam pstryknąć fotki, a dwa już rozbebrane, więc nima ;P


Znacie coś? Czego recenzji jesteście najbardziej ciekawi?

BUZIAKI, KAŚKA :*

niedziela, 10 grudnia 2017

YANKEE CANDLE: Fireside Treats.

Witajcie!
Weekend i po weekendzie co? A Święta zbliżają się wielkimi krokami! Jak wasze przygotowania? Choinka już ubrana? :P U nas jeszcze nie, zastanawiamy się czy wcale w tym roku sobie nie darować, bo jestem na 100% przekonana, że w ciągu godziny od ozdobienia będzie leżała na ziemi ;)))
Jednak w tym tygodniu mam mnóstwo rzeczy do zrobienia! Przede wszystkim wynaleźć prezenty! Pierniki, pierogi, umyć okna, dwa dywany- ale to jeśli znajdę czas :D no i wiadomo że i bez dodatkowych rzeczy codziennie jest co robić, także tydzień będzie intensywny ;)
Mam nadzieję jednak, że znajdę kilka chwil by też odpocząć ;)

Dzisiaj jednak zapraszam was na kolejny opis zapachu. Tym razem znowu do łaska wraca YC z Fireside Treats.

Etykieta mówi wprost! Słodycz, słodycz, słodycz! Nie przepadam za tymi piankami, jednak takich z ogniska jeszcze nie jadłam! Zapachy słodkie lubię, jednak nie byłam pewna, czy ten przypadnie mi do gustu.


'Wosk z aromatycznej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic. Wyczuwalne aromaty: opiekane pianki.'


Wosk na sucho... nie spodobał mi się.  Był dziwny, czułam jakieś perfumy, męskie, jednak kompletnie nie nadające się dla mnie i mojego faceta :D rzecz w tym, że żeby mój facet tak pachniał, nie byłby moim facetem. Zagmatwane, ale chyba zrozumiałe :D

Zapach jest bardzo intensywny! Wychodziłam w trakcie palenia do drugiego pokoju karmić syna, drzwi przymykałam jak zawsze, wcześniej również były przymknięte, zapach było dobrze czuć ;)

Zdecydowanie czuć  pianki, takie cukrowe z maluśą domieszką wanilii.
To jeden z tych mega słodkich, ale przełamanych nutą czegoś ... niesłodkiego, bliżej mi nieokreślonego :D
Tych perfum, o których wspominałam wyżej. po odpaleniu nie czuć, na szczęście.
Lubię ten zapach, dla mnie jest idealny na chłodne wieczory, cudownie otula, poprawia humor, wystarczy książka i coś gorącego w kubku i wieczór idealny!


Wosk możecie kupić na stronie Goodies, dokładnie TU, w cenie 9 zł.

Znacie ten zapach? Lubicie? Jakie inne słodkie zapachy możecie polecić?

BUZIAKI, KAŚKA :*

piątek, 8 grudnia 2017

Avene: Żel oczyszczający do mycia twarzy, do skóry tłustej z niedoskonałościami.

Witajcie :)
Korzystając z wolnej chwili, kiedy Bartosz jest w przedszkolu, a ja mam wszystko ogarnięte... siedzę i patrzę się w ścianę :D Wierzcie mi, to taki relaks :D staram się ogarniać wszystko na maksa szybko, żeby móc z 10-15 minut dziennie tak posiedzieć przy niczym, z kawką. Pomyśleć o tym jak tam Bartuś i ze spokojem go odebrać. No i fajnie jest móc wszystko zrobić raz, dwa trzy, a nie jedną rzecz cały dzień:D wiadomo jak to z dzieckiem. Różnie jest. W każdym razie dzięki temu całe popołudnie mam wyłącznie dla Bartka, bez żadnego ALE. Zaczynam trochę odpoczywać, ostatnie miesiące (zęby przede wszystkim) dały nam w kość. Nocki masakryczne, dłuższy czas nie przespałam ciągiem 2h... A ile tak można. W każdym razie trochę się poprawiło, chyba ząbki odpuszczają, albo się przebiły, postaram się w weekend 'wymacać', bo Bartkowi ciężko zajrzeć do buźki :P przecież toto nie posiedzi w miejscu ani chwili :D

Wracając do głównego tematu. Chciałabym wam dzisiaj opowiedzieć kilka słów na temat żelu do mycia twarzy Avene, który znajdował się w listopadowym Joyboxie. Tak w ogóle to dwa dni temu zamówiłam grudniowy :P niebawem przyjdzie, na pewno pokażę wam zawartość! :)

<<Zawartość pudełka Joybox, edycja 'The Look'.


Nieduża buteleczka o pojemności 100 ml. Produkt dedykowany skórze tłustej z niedoskonałościami. Czyli mojej.


Kilka informacji od producenta.


Skład. Mniej więcej widoczny, w razie czego piszcie, spiszę z opakowania ;)


Otwarcie na zatrzask. Wolałabym pompkę. Plus taki, że maaało prawdopodobne że opakowanie otworzy się w podróży. Czasami się siłowałam, aby otworzyć :P tym bardziej kiedy nie chciałam ułamać pazurka. Dziurka niewielka, ale idealna aby dozować produkt, tym bardziej że buteleczka nie jest z twardego plastiku.


Żel jest przezroczysty o lekko błękitnym zabarwieniu. Żel bardzo mocno się pieni, pachnie przyjemnie, świeżo.


Tutaj widzicie zniesmaczenie. Niestety żel miał mega krótki termin, to tylko traf chciał, że wykończyłam myjadło i poszedł automatycznie pod prysznic. Trochę niefajnie jednak, że w pudełku znajdują się takie produkty... I ten dopisek 'Próbka bezpłatna. Nie do sprzedaży'. Kompletna kicha.
Mam nadzieję, że grudniowe będzie z lepszymi terminami...

Wyżej wspomniałam, że żel mocno się pieni. Żel pieni się jak wściekły! Niestety nie oszczędza przy tym moich oczu ... No nie umiem umyć twarzy, kiedy chociaż odrobinka żelu się tam nie dostanie, ok właściwie nie żelu a piany. Piecze jak cholera! Co prawda wystarczy przepłukać oczy wodą, ale kilka chwil wystarczy by oczy były podrażnione. A weź je otwórz i znajdź słuchawkę od prysznica! No weź no. Nie polecam osobom z wrażliwymi oczami!

Generalnie myje fajnie, dobrze oczyszcza, super matowi, nie zauważyłam by jakkolwiek ograniczył powstawanie zaskórników, z czym mam teraz spory problem. Nie podrażnił mojej skóry, no oprócz oczu, nie uczulił mnie.
Makijaż rozmazuje, ale to mnie nie dziwi, nie służy on demakijażowi. W tej kategorii zdarzały się gorzej rozmazujące :P

Generalnie moja skóra ostatnio mnie nie rozpieszcza. Nie mogę trafić z żadnym produktem, mam wrażenie, że wszystko mnie zapycha, albo podrażnia.. Nie wiem czemu tak się dzieje.
Nie winię go za żadne wysypy, bo wiem, że to nie wina żelu.
Ale nie popisał się niczym szczególnym. Dla mnie to średniaczek. Wiem, że nie należy do najtańszych żeli dostępnych na rynku, znam mnóstwo, o wiele lepszych, i tańszych, więc ten na pewno do mnie już nie wróci.


Znacie ten produkt??

BUZIAKI, KAŚKA :*