niedziela, 24 marca 2019

ISANA: Wild like the ocean. Żel pod prysznic kokos & jaśmin.

Witajcie Kochani!
Wiosna, chyba już przyszła! Pogoda rozpieszcza! Nawet kiedy nie jest jakoś mocno ciepło, słoneczko na prawdę pozytywnie nastraja. Wczoraj było tak cieplutko, nawet wiaterek, który był spory, nie był jakoś mocno zimny. Fajnie, fajnie! Cieszę się, bo mam już dość chorób i kurtek, czapek itd itp.
Lato przyjdź please!


Dzisiaj chciałabym opowiedzieć wam kilka słó o nowości od Isany. Trafiłam na niego przez przypadek, z aplikacją kosztował ok 3 zł, nie pamiętam dokładnie. Przekonał mnie ceną, ale przede wszystkim zapachem. Kokos? Przecież musi pachnieć bosko! Kocham kokos i nie zastanawiałam się zbyt długo ;) I mimo, że nie recenzuję żeli pod prysznic zbyt często, czasem się na to decyduję.


Żel mieści się w tubie o pojemności 200 ml. Bardzo ładna grafika, zdecydowanie przyciąga wzrok! I chociaż preferuję te żele w butelkach, a jeszcze lepiej z pompką, tutaj tubka jest na tyle plastyczna, że nie ma to większego znaczenia.


Skład, informacje od producenta. Fajnie, że jest polska naklejka, ale to chyba na wszystkich żelach Isany jest (?).


Otwarcie na zatrzask, przy tubkach to raczej jedyne rozwiązanie. Łatwo się otwiera, nawet mokrym dłońmi, otwór z kolei jest idealnej wielkości, pozwala no dozowanie produktu według potrzeb. Bardzo pomaga też wykonana z bardzo miękkiego plastiku tuba, poddaje się jak trzeba, produkt da się wycisnąć do ostatniej kropli!


Konsystencja mocno lejąca, lekko żelowa. Kolor przezroczysty o lekko błękitnym zabarwieniu.

Żeli pod prysznic w zapasie mam ogrom, ale i zużywam ich kilka na miesiąc. Zalezy od pojemności :P Więc niestety co chwila jakiś dokupuję :P
Tutaj jednak... no warto było! Zapach obłędny, świeży, lekko kwiatowy, bardzo  kokosowy z nutą jaśminu. Super się pieni, dobrze oczyszcza skórę, przy okazji jej nie podrażniając.
Nie wysuszył mnie, to dobrze. Na pewno nie ma jakiegoś fantastycznego składu, ale mi nie zrobił nic złego, także mogę go wam polecić!
Jedynym minusem jaki zauważyłam jest to, że tak szybko się skończył, a ja nie zdążyłam się nim dostatecznie nacieszyć :(

Jeśli jesteście fanami kokosowego zapachu, zdecydowanie musicie go wypróbować!


Lubicie żele Isany? Jakie zapachy są waszymi ulubionymi?

BUZIAKI, KAŚKA :*

niedziela, 17 marca 2019

SHEfoot: Krem przeciw zrogowaceniom.

Witajcie! Weekend, weekend i po weekendzie. Prawie ;) A jutro od nowa, praca, praca, praca, cały tydzień na popołudnia ;) Ale weekend wolny, a weekend wolny to coś wspaniałego! Więc, że tak powiem spinam poślady, zapitalam i czekam do kolejnego weekendu :P W ten mieliśmy wyjechać na weekend, ale życie kolejny raz nauczyło nas, że planowanie takich rzeczy.. no nie ma sensu.  Życie samo weryfikuje wszystko i nie pozwala nam planować :P Bartek się pochorował, później ja, mąż. Więc w weekend wszyscy odbyliśmy jelitówkę :P Na szczęście wszystkim przechodzi. Bartek jutro zostanie jeszcze w domu, ale najpewniej tylko jutro. Więc wszystko wraca na właściwe tory.
A jak wasz weekend? Mam nadzieję, że trochę lepszy niż nasz :P

Dzisiaj przychodzę do was, żeby opowiedzieć wam moje wrażenia na temat kremu do stóp od Shefoot, nie jest to mój pierwszy krem tej firmy, miałam też zabieg w skarpetkach, pisąłam o nim jakiś czas temu. Jak się sprawdził krem? Zapraszam!

<<SHEFOOT: Dwustopniowa regenerująco- wygładzająca kuracja dla stóp.



Krem pierwotnie mieścił się w kartoniku, ale tamten daaawno temu poszedł w kosz, miałam gdzieś zdjęcia, ale zaginęły. Mieliście kiedyś tak? Ja wiele razy :P

W kartoniku tubka, prosta, zwyczajna, bez szału, ale nadal miła dla oka. Czasem prostota popłaca, nieprawdaż?


Na odwrocie tubki informacje od producenta, niestety składu nie ma. Kartonik wyrzucony, zdjęcia zagubione, więc składu brak :(


Otwarcie na zatrzask, wygodne, ale i tak zawsze będę ubóstwiać pompki. No ale te nie jest złe, nie to że narzekam. Tubka wykonana z miękkiego plastiku, otwór idealnej wielkości, bez problemu das ię wydobyć nie mniej, nie więcej, a idealnie tyle ile kremu potrzeba. Chociaż ja jestem fanatyczką smarowania stóp na grubo, że tak powiem ;))


Krem jest koloru białego, typowa, dosyć gęsta konsystencja. Dobrze się rozsmarowuje, nawet szybko się wchłania, ale przede wszystkim dobrze, solidnie nawilża. Co fajne, nie zwiększa pocenia się stóp, a niektóre kremy niestety tak mają.
Ja nie liczyłam, że ten krem zadziała jak pumeks, że zmiękczy wszystkie zgrubienia i sam z siebie zadba o to by się wcale nie pojawiały. Otóż nie, ale. No właśnie, ale jeśli będziemy dbać o stopy jak trzeba, tzn codziennie podczas kąpieli je pumeksować i 2-3 razy w tygodniu peelingować, dodatkowo używać tego kremu, wierzcie mi, stopy będą zadbane i gładkie. U mnie się to świetnie sprawdziło!
Zapach w sumie jest niemal niewyczuwalny. Ani ładny ani brzydki, na pewno nikomu nie będzie przeszkadzał :P


Lubię go, fajnie się sprawdza, szczerze mogę go polecić. Chętnie kupię ponownie jak tylko pozużywam zapasy ;)


Znacie ten kremik? Sprawdził się u was? Co możecie polecić do pielęgnacji stóp?

BUZIAKI, KAŚKA :*

czwartek, 14 marca 2019

AA Natural Spa. Nawilżająco- pielęgnacyjny krem do rąk i paznokci ZIELONA HERBATA.

Witajcie!
My znowu chorzy :( Właściwie Bartek, jakaś wirusówka, spałam dzisiaj może ze dwie godziny. Padam na twarz..
Czekam już tak bardzo lata, wiem, że wtedy te choroby będą rzadziej się pojawiać, właściwie może i wcale. Na to liczę, na to czekam.


Dzisiaj chciałabym wam napisać kilka słów o kremie do rąk firmy AA, z serii Spa.
Otrzymałam go w przesyłce razem z trójką Reveal Youth, o już której pisałam.

<<AA: Personalized Skin Care. Trójka z serii REVEAL YOUTH.



Świetna tubka, skromna i zarazem piękna grafika!


Informacje od producenta oraz skład. Produkt zachowuje swoje właściwości w 6 miesięcy od otwarcia, bez problemu go w tym czasie zużyję.


Produkt zamknięty jest w 'metalowej' tubce. Tym razem zamknięcie to nakrętka, jest chyba tak samo częstym rozwiązaniem jak otwarcie na zatrzask.
Otwór idealnej wielkości, produkt wydobywa się bez problemu, jesteśmy w stanie go dozować i wycisnąć dokładnie tyle ile nam potrzeba.


Kremik w kolorze białym, dosyć gęsty, jednak po zetknięciu ze skórą robi się troszkę wodnista. Łatwo się wsmarowuje i na prawdę ( o dziwo, ze względu na zmianę konsystencji) szybko wchłania. Nie ma przeciwskazań do czytania książki, używania telefonu/tableta dosłownie po chwili.
Dla mnie pachnie przyjemnie, chociaż słyszałam opinie że niezbyt przypada do gustu. Dla mnie nie jest jakiś mocno porywczy, ale jest ok. PRzede wszystkim też nie jest intensywny i dosyć szybko się ulatnia.
Fajne nawilża i regeneruje skórę dłoni, chociaż fakt, że ostatnio nie mam z nią aż takiego problemu i ciężko mi ocenić, czy poprawiłby stan mocno zniszczonych dłoni.
Jest nawet wydajny, używam go jakoś od ponad 3 tygodni (? O ile się nie mylę, nie zapisałam sobie kiedy dostałam paczuszkę i kiedy otworzyłam kosmetyki, ale tak mniej więcej ok 3 tygodnie temu), a wystarczy mi na jakieś 2 na pewno :)


Przyjemny, chociaż na pewno nie jest to najlepszy krem do rąk jaki miałam ;) Jednak lubię go i chętnie zużyję go do końca.


Znacie ten kremik? Może u was inaczej się sprawdził?

BUZIAKI, KAŚKA :*

wtorek, 12 marca 2019

AA: Personalized Skin Care. Trójka z serii REVEAL YOUTH.

Witajcie Kochani!
Jakby już wiosna, czujecie? Tylko póki co niezbyt ciepła, ale u nas pogoda nie jest najgorsza. Mimo, że zdarzają się dni, kiedy pada, są takie kiedy słońce tak świeci, że wręcz oślepia! Nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam wiosnę, lato.. Czekam już bardzo niecierpliwie na schowane do szafy kurtek czapek i szalikow. Nie mogę się doczekać baletek, trampeczkow chociaż, wiem że do sandalkow raczej jeszcze trochę daleko :P

Dzisiaj chciałabym wam opowiedzieć moje wrażenia po stosowaniu trójki z nowej linii do twarzy marki AA, reveal youth, zapraszam :)


KREM ANTYOKSYDACYJNY NA DZIEŃ:


Krem pierwotnie mieści się w kartoniku z pełnym opisem od producenta. ŁAdna grafika prawda? Oczywiście zdjęcie nie oddaje koloru kartonika, jest w ładnym stonowanym różu.



Informacje od producenta, opis produktu oraz jego skład.


I jaki uroczy słoiczek! W ogóle cała seria jest udana już patrząc na samą  oprawę, nie uważacie? Dla mnie zdecydowanie zachęcająca do kupna.



Krem jest koloru białego. Konsystencja na pierwszą chwilę wydaje się taka , no nie wiem jak to nazwać ''skoncentrowana'? Ale przy kontakcie ze skórą krem robi się dużo płynniejszy.
Bardzo ładnie, delikatnie świeżo, odrobinkę słodko pachnie, dla mnie bardzo przyjemnie. Uwielbiam go używać, juz dla samego zapachu, świetnie pieści zmysły.
Jeśli chodzi o działanie żadnej krzywdy nie zaobsewrowałam, a to dla mnie najważniejsze.
Ale ważne jest też to, że po użyciu kremu skóra widocznie się poprawiła. Niby okres nadszedł, ale praktycznie bez żadnych oznak. Nie no, bez żadnych. Napięcie skóry też się poprawiło, ewidentnie widać, że jest lepiej nawilżona i w lepszej kondycji. Chociaż niby ostatnio  na nawilżenie nie narzekałam, jednak suche skórki w takim okresie to moja zmora, a tutaj stały się dużo mniej widoczne, chociaż jeszcze nie znikły całkiem. Myślę jednak, że to kwestia czasu, kremiku zostało mi całkiem sporo, wystarczy jeszcze na długo :)
Bardzo dobrze też współgra z podkładem. Właściwie podkładami, bo odkąd go stosuję używałam w sumie już 3 różnych. Obecnie mam nowego faworyta, moje nowe odkrycie, niebawem zdradzę coś więcej. Krem zachowuje się świetnie pod makijażem, podkład ani puder na nim nie roluje się, nie warzy no i bardzo dobrze wygląda.

Na pewno przy denku dam wam znać czy zauważyłam coś dodatkowego, bo wiecie sami, że przy produktach do twarzy czasami ten miesiąc to mało żeby o wszystkim się przekonać.



KURACJA ROZŚWIETLAJĄCA:


Obydwie kuracje podobnie jak krem opakowane są w ładne kartoniki.


Informacje od producenta, skład.


Urocza buteleczka! Piękna wręcz, No i generalnie lubię takie  rozwiązania jeśli o dozowanie chodzi.  Jednak tutaj nie do końca się to sprawdza i nie do końca rozumiem dlaczego. Kuracja nie wydaje się zbyt gęsta, aby nabrać ją pipetą, jednak niezbyt chce się nabierać. Ale nakładam na twarz to, co osadza się na zewnątrz pipety, więc to i tak ułatwia używanie ;)




Serum nie jest ani białe, ani przezroczyste, wygląda trochę jak zawiesina, znaczy się mam na myśli lekarstwo przeciwbólowe Bartka :P
Na szczęście nie pachnie nim :P  Pachnie cudownie, świeżo, ale z odrobiną słodkości. Obydwie tak pachną, podobnie do kremu. I bardzo ale to bardzo lubię ten zapach.




KURACJA ŁAGODZĄCA ZACZERWIENIENIA:


Ładny kartoni, na którym znajdują się wszystkie informacje dla konsumenta.


Informacje od producenta, skład.


I znowu ta buteleczka <3




Ta kuracja jest koloru białego. Tutaj też konsystencja nie jest zbyt gęsta, ale i do wody też jej daleko.
Przyjemnie pachnie i przyjemnie się jej używa, tak jak i rozświetlającej.

Obydwie kuracje fajnie się rozprowadzają i dobrze wchłaniają. Każdej wystarczy tylko chwila i skóra gotowa jest na podkład. Nie wiem czy to poprawna kolejność, ale zawsze używam najpierw kremu, później którejś z kuracji. Rano na zaczerwienienia, wieczorem rozświetlającą, ale też tą drugą sprawdzałam pod kątem współpracy z makijażem i obydwie sprawdziły się bardzo dobrze. Zero problemów.

Obydwie mnie nie uczuliły, nie zapchały, nie spowodowały niczego złego na mojej skórze, cieszę się, bo z tym różnie bywa, moja skóra jest czasem bardzo kapryśna. Obydwie nadają się i na dzień i na noc, chociaż ja, żeby regularnie ich używać, ustaliłam którą kiedy nakładam, myślę, że tak jest optymalnie ;)

Co do głównych założeń zdecydowanie mogę powiedzieć że kuracja łagodząca zaczerwienienia uspokaja moją twarz. Nie raz po peelingu, po myciu nawet buzi, skóra robi się zaróżowiona i nieprzyjemnie ściągnięta. Po nałożeniu kuracji czuć zdecydowaną ulgę.
Buzia też jest widocznie ładniejsza i jakby bardziej zadbana, wygląda ciut lepiej bez makijażu, niż wcześniej, a bardzo chciałabym nie musieć nakładać codziennie podkładu. Na razie jednak aż tyle nie osiągnęłam, jednak liczę, że z czasem zużywania kosmetyku efekt będzie stopniowo rósł. I te upiększenie, w moim mniemaniu, zawdzięczam kuracji rozświetlającej.


Na prawdę fajne, ciekawe produkty! Warte wypróbowania, z czystym sercem mogę je wam polecić!
A moze wy już je znacie?

BUZIAKI, KAŚKA :*

sobota, 9 marca 2019

DENKO #2. Lutowe zużycia. UWAGA zaszalałam!

Witajcie!
Z Bartkiem już lepiej, za to ja.. padam na twarz ;) Padnięta jestem, Bartek jest bardzo wymagający, a jak chory to razy 1000. Dodatkowo dostałam okres, brzuch boli niesamowicie, najlepiej zakopałabym się pod kołdrą na cały dzień z termoforem na brzuch. Ale nic straconego, Bartek pójdzie dosyć szybko spać, wtedy na pewno poprzytulam termofor :D i książkę :P oczywiście jak wrócę z pracy, po 22... ;))

Dzisiaj chciałabym wam pokazać duże, wg mnie, denko lutego. Fakt, kilka rzeczy wywaliłam z powodu terminu, ale i bez większego powodu. Sami wiecie, że niektóre produkty czasem zalegają na półce pt 'Zacznę używać, zużyję w końcu, wymęczę w końcu' itd itp. No to ja parę takich produktów posłałam w kosz:P



TWARZ: 


* Glinkę przesypałam do pojemniczka, bo te opakowanie było uszkodzone, uwielbiam glinki, ta również się przyda, zużyję do maseczek!
* Vianek, maseczka- peeling. Zapach się zmienił, więc wyrzucam, fakt faktem ma termin 3 msc od otwarcia, a to dawno minęło. Pisałam o niej TU.
* Duet od Aloesove. Fajny, ale bez wielkiego szału. Po prostu były ok.



* Ostatni już kremik z tych nowych, zapachowych kremików Nivea soft. Pisałam o nich TU.
* Bielenda, Matujący krem do twarzy zielona herbata. Super był! Bardzo go polubiłam i starczył na prawdę na długi czas. I u mnie właśnie produkty do twarzy, typu kremy, sera, najczęściej się marnują, bo wolno je zużywam. W sumie nie wiem jak można zużyć krem do rąk w miesiąc :D no dla mnie to nierealne.
* Serum i Maskę z Bielendy wywalam. Z powodu tego, że karmię (tak nadal, chociaż już mniej) ciągle odkładałam uzycie ich ze względu na hormony itd itp. No i w sumie i jedno i drugie straciło termin z pół roku temu, więc cóż, trudno. Chociaż żałuję :)


* Świński nosek, melisa i dermaglin to wyrzutki.
* Multibiomask- bardzo fajna, nie moja pierwsza maseczka tej firmy, którą chwalę. W fajnej cenie, robi co trzeba!
* AA Bubble mask, te bąbelkowanie- ekstra!
* Bielenda Kokos& Aloes. Peel off- to teraz moje ulubione maski poza tymi na tkaninie ;) Bardzo fajna!
* Tygrysek też był ok, Bartkowi się podobał, chociaż jakiegoś szału to też nie było.



* Płatki z Cleanic. Co za koszmar. Więcej nie kupię. Rozdwajają się masakrycznie i strasznie się pylą..
* I te z Bebeauty i te z Isany dobre, ale najlepsze są owalne z biedronki, ciągle czekam na ich powrót!



* Świetny podkład AA, chociaż ostatnio albo cera mi się trochę zmieniła, albo za długo był otwarty (nie wiem czy to może na krycie wpłynąć) ale miałam wrażenie, że jakoś słabiej kryje,
* Serum Yung Cacay wywalam po terminie, nad czym ubolewam najbardziej pod słońcem! Nie dopilnowałam :((
* Henna z Inveo, pisałam o niej TU. Świetna!
* Bardzo fajna pomadka z Blistex, świetny zapach, słodziutka, prawie wykończyłam, ale po tamtej akcji z ustami, kto mnie obserwuje na instagramie, ten wie o co chodzi, postanowiłam wyrzucić każdą otwartą pomadkę, bo już sama nie byłam pewna czy to uczulenie, więc ta też wylądowała w koszu. Ale jak gdzieś ją spotkam to chętnie kupię, bo mój zapas się wyczerpuje powoli, chociaż teraz też i sezon się kończy :)


CIAŁO: 


* Ulubiony żel Old Spice męża.
* Żel łagodzący ukąszenia. Się już przeterminował, więc wyrzucam.
* Kulka garnier. Lubię, bardzo nawet ;)
* Maszynki Wilkinson, co prawda nie zużyłam jeszcze wszystkich, a właściwie niedawno je kupiłam, ale ja zawsze całe opakowanie przerzucam do koszyka w łazience, a opakowanie daję od razu do denka. I są to na prawdę bardzo dobre maszynki! Będę pilnować promocji i je od teraz kupować ;)
* Miniatura z Ducray, nawet nie pamiętam co to, po terminie.



* AA Wygładzające mleczko do mycia. Ryżowe. Ale fajny produkt! Serio, aa wypuszcza co raz fajniejsze produkty!
* Balsam mus od nivea, pisałam o nim TU.
* Kokosowy peeling BodyBoom. Świetny! Chociaż dla mnie za mało kokosowy zapach. Ale efekt... WOW! Pisałam o wariancie Mango TU.



* Obydwa upiększacze do ciała. Jeden z Venus, drugi Bielenda. Obydwa fajne, ale takich produktów nie używa się zbyt często, zużyłam każdego może po połowie. Wywalam, bo ile mogą stać.
* Sztyft na otarcia, nie użyłam :P jakoś nie pamiętałam o nim jak mógłby się przydać, a teraz z kolei termin mu uciekł ;)


WŁOSY: 


* Świetna maska od Gliss Kur! Zimowa :)
* Bardzo fajna farba od Palette. Dobrze wszystko pokryła a przede wszystkim mam wrażenie, że syoss się wypłukuje mocno, tutaj nadal po tylu myciach kolor wygląda super :) Oczywiście zużyłam dwie, ale jedno opakowanie służyło do odpadów :P




* Świetny serwatkowy szampon. Polecam! Super wygładza, po samym szamponie włosy na prawdę nieźle się rozczesują ;)
* Szamponetka. Wywalam, pewnie i po terminie, ale i po co mi teraz czarna szamponetka ;)
* Serum dziegciowe. Świetne, ale także długo po terminie, więc wywalam.


STOPY, DŁONIE: 


* Mydło z biedronki 'cukier kokosowy'. Zapach kokosa wręcz niewyczuwalny, wysusza dłonie. To była ostatnia moja pokusa na mydło z biedronki :P (mam nadzieję :P)
* Bingospa sól do kąpieli. No nareszcie zużyłam! Fajna, ale brak wanny niestety utrudnia zużywanie takich rzeczy. Nie ma mowy, że ja w swoim mieszkaniu nie będę miała wanny, no nie ma mowy!
* Nivelazione, spray do stóp. Jakoś średnio się sprawdził, więcej nie kupię. Z no36 były lepsze.
*

RÓŻNE:


* Olejek zapachowy bergamotowy.  Nie, nie nie! Aż mnie mdliło :P od zapachu ;)
* Kwas hialuronowy. Wyrzutek niestety, na twarzy mnie zapychał, zapomniałam zużyc, mogłam na włosy, ciało, tak leżał w łazience i pyknął mu termin.
* Eukaliptusowy olejek z Natura Receptura. Cudowny, świeży, kojący, uwielbiam!


WOSKI, ŚWIECE: 


* Podgrzewacze z Bispol. Zużyte do kominka :)
* A calm&quiet place <KLIK> nie do końca go pokochałam :)
* Christmas Cookie <KLIK> Piękny zapach <3



CHEMIA: 


* Przepiękny zapach odświeżacza! Kupiłabym znowu <3
* Przypadkiem okryłam, innego zapachu nie było, boski, boski! Pranie cudnie po nim pachnie, a z butelki wydawał się nieładny ;)


HIGIENA, DZIECKO: 


* Chustki z Dady zużyte do sprzątania. JAk już pisałam kiepski skład, chociaż kiedyś były ok.
*ręczniczki dla niemowlaków. Tu akurat dada, ale miałam też tami i polecam, chociaż fakt, że te zużyliśmy już tak bez sensu, bo już raczej nam niepotrzebne, chociaż Bartek lubi brać do mycia ;) jako myjkę ;) A mieliśmy otwarte opakowanie to zużyliśmy, jedno zostało w szafie, kupione w promocji :P pewnie oddam w prezencie.
* Chustki Babydream- super i jedne i drugie i chyba z ok składem? (Jeśli ktoś wie lepiej, dajcie znać:))



* Bartka spray na komary/kleszcze itp itd. Pyknął mu termin, znaczy pyka w kwietniu, więc wyrzucam już. Ale kupię ponownie bo był skuteczny. Jeździmy zawsze na taką małą dziką plażę, w zeszłym roku była tam masa komarów, tylko do Bartka nie podlatywały bo był wysmarowany :D Ale jak sie posmarowałam to do mnie już też :P ale co mnie wygryzły to moje :P
* maść ze sterydem. Pokazuję bo, w krytycznych, bardzo krytycznych sytuacjach, kiedy przez dłuższy czas masło shea lub balsam z biodermy nie pomagał. Ale to było maks przez 2-3 dni,  minimalnie cieniuśką warstewką. Był czas że Bartka skóra była w strasznym stanie, jak soie przypomnę to aż łezka się kręci, bo serio bywało źle. No w każdym razie ja się nie znam zbyt dobrze, ale nie jest to silny steryd, a nam pomagał. Wiem, że sterydy nie są dobre i są też uzależniające, dlatego takich rzeczy używa się na prawdę i z głową i jak najrzadziej się da, najlepiej wcale. I nie mam tu na myśli uzależnienia jak od papierosów, bo może źle się wysłowiłam. Skóra się uzależnia. Na takiej zasadzie, że w pewnym momencie nic nie przynosi żadnych efektów tylko steryd. Z tym łatwo przesadzić a później jest problem. Także polecam, ale ostrożnie, bardzo ostrożnie!
* O to też polecam! Fajne dawał efekty, jednak trzeba było wyczuć moment kiedy tego użyć. To zasuszało zaognione miejsca, jednak w drugą stronę przesuszoną zwyczajnie skórę wysuszał jeszcze bardziej. Trzeba bardzo na wyczucie, obserwować skórę i jej reakcję.

Sporo tego, a w marcowym już mam sporo pustaczków ;) Cieszę się, uwalniam się od zawaliska, mam nadzieję że w końcu skończy się moje zapasowanie haha :D

Znacie coś z mego denka? Dajcie znać!

BUZIAKI, KAŚKA :*

poniedziałek, 4 marca 2019

Nowości stycznia i lutego. Co przybyło do mojej kosmetyczki oraz czy było to dla mnie niezbędne?

Witajcie Kochani!

Nie udało mi się nic więcej napisać w lutym, mimo, że się starałam dzień (lub siły) kończył się szybciej niż przewidywałam a przede wszystkim niż planowałam.
Nie wiem co to za niemoc, ale nie chce odpuścić ;)

Dzisiaj jednak mam wolne, fakt że Bartek przychorował, został ze mną, ale leżymy sobie, tulimy się a mama ma chwilę na blog. Ciężki dzień, ale im jest większy, tym jego chorowanie jest dla mnie łatwiejsze. Mam nadzieję jednak, że szybko wyzdrowieje, widzę że mocno go to męczy.
Kiepska zima, więc i Bartek w tym roku dużo więcej choruje niż w zeszłym. Fakt, przeważnie kończy się niegroźnie na katarku, ewentualnie lekkim kaszlu, ale w zeszłym roku było tego mniej.

Dzsiaj chciałabym wam pokazać co do mnie trafiło w styczniu/lutym. Ciekawi? Zapraszam! :)


Dwupak zapachów do 'psikacza' :D oraz dwupak do tego w kontakcie :) Lubie jak w domu non stop pachnie, nie tylko świeżością, ale czaswm jakimś kwiatem, czymś słodkim. Temu też lubię woski/świece zapachowe. Nie zawsze pokazuję takie zakupy, bo jest to bardziej chemia gospodarcza, niż kosmetyki, ale te obłędnie pachną! I jeden i drugi!


Zapasik Witaminy d, d+dha i probiotyku. Znowu będę zamawiać, zwłaszcza diflos, który się już skończył.


Wyprzedaż w biedrze <3 Le petit już prawie kończę, dwa pozostałe czekają, ale obecnie mam pod prysznicem dwa otwarte żele i obydwa się kończą, jednak nie wiem jeszcze co wybiorę kolejno :P
Le petit kosztował niecałe 4 zł, żele palmoliwe ok 6 zł każdy.


Kolejne produkty z wyprzedaży w biedronce. Żel kosztował jakoś 5,9 zł a krem 2,99? Jakos tak. No w każdym razie wszystko mega tanie, więc się skusiłam.


To też z biedry, 4,99 za opakowanie. No jak mogłam się nie skusić w takiej cenie :P jeden już kończę :)


Nowości z lidla. O kremie do rąk pisałam TU. Żel jeszcze chwilę poczeka, obecnie buzię oczyszczam żelem i peelingiem z Marion z nowej serii miód i cytryna, niebawem recenzje! Żel kosztował ok 5-6 zł, nie pamiętam dokładnie, a kremik chyba 3,99? Wiem, że są teraz w super cenach, planuję się na coś skusić, jednak już po wypłacie.


Maseczki w płachcie. Wszystkie trzy były dodatkiem do gazet. Dwie będą w denku, lbiotica jeszcze czeka na swoją kolej. Nie pamiętam już dokładnych cen, ale gazeta z maską lbiotica kosztowała ok 10 zł, druga z pozostałymi dwiema maskami ok 8 zł.


To jest już moje drugie opakowanie tych skarpetek złuszczających i na prawdę mogę je porównać do tych z lbiotica, które do tej pory były moim faworytem! Ale te kosztowały jakieś 7 zł, a te od Lbiotica kosztują ok 10-12zł w promocji, o ile się nie mylę (?).


Nowości woskowe! Co prawda ani ze stycznia ani z lutego, z grudnia. Ale zapomniałam o nich wspomnieć, więc wspominam tym razem :)


To jeszcze z grudniowego spotkania, ale doszło po czasie :) Od Natura Receptura, glinka była trochę rozerwana, ale praktycznie nic jej (tak podejrzewam) nie ubyło, więc luz ;)


To też ze spotkania, pomadkę wzięłam od razu w obroty, bo musiałam zrezygnować z każdej otwartej, którą miałam. Musiałam po wyleczeniu ust otworzyć dwie nowe, jedna do pracy jedna w domu. Tą akurat używam w pracy i dla mne niestety nic szczególnego.


Oleje od Natura receptura! Takie cuda to ja uwielbiam, kilka z nich odłożyłam i niebawem zorganizuję na Instagramie konkurs :)


Nowa książka Pauliny Świst! Kupiłam jak tylko zobaczyłam ją w biedrze :P do kolekcji z tą niżej, a akurat była promka, przy zakupie 2 książek tańsza za pół ceny ;) I to była miazga! Pochłonęłam ją w dwa dni? No a wiecie sami że nie mam czasu czytać całymi dniami, ze względu na Bartka przede wszystkim. Kosztowała 27 zł.


Oglądałam ten serial, ponoć zrobiony na podstawie książki. Zaczęłam ją dopiero, ze dwa dni temu. Na pewno będzie trudniejsza niż Karuzela i niż wiele innych książek, ale chcę ją przeczytać. Kosztuje 19,99, ale z racji tej promocji kosztowała mnie 9,99 zł.


Dla męża. Kupione w biedronce. Jakoś po 8-9 zł sztuka przy zakupie dwóch ;)


Dwa płyny dwufazowe od Bielenda! Awokado już znam, ten nawilżający z olejem Marula kupiłam pierwszy raz. Obydwa 7,99 sztuka.


Małe zakupy z Natury. Rzadko tam bywam, a akurat mam okazję. Maszynek potrzebowałam, żelów antybakteryjnych sporo zużywam, a mydło w piance kokos-wanilia wzięłam na próbę. Marki własnej Natury. Mydełko kosztowało ok 5 zł, maszynki 10, żel  ok 4 zł.


Zakupy z Rossmanna. Farba była na dowidzenia za ok 8 zł. Ładny kolor wyszedł na moich ciemnych włosach :) Nowe maseczki od Bielendy, jeszcze nie używane, więc nic nie powiem.
Tusz do rzęs też był na dowidzenia. No i powiem wam, że całkiem fajny! Kosztował ok 20 zł, wzięłam go w sumie z ciekawości, miałam wziąć eveline, nie był w promocji więc kosztował 18 zł, tu dopłaciłam 2 zł i wypróbowałam coś nowego.


Zakupy z Rossmanna, kolejne. Tym razem na promocji 2+2. Prezent dla męża na walentynki ;)
Zapłaciłam za to ok 26 zł.

Płatki były w promocji w biedrze, chociaż lepsze były tamte owalne, jednak nie są w regularnej sprzedaży. po 2 zł/op.
Pianka z bambino była wyprzedawana za 4,99 ;) Wzięłam na spróbowanie, najwyżej posłuży jako mydło.


To może ostatnie nowości! Pokazywałam je na Instagramie, TUTAJ. Niebawem recenzje! Baardzo przyjemne, tyle mogę zdradzić :)


Całkiem sporo tego, no ale to przez dwa miesiące ;) w marcu nie planuję i nie potrzebuję jakichś dużych zakupów, jednak okaże się jak to wyjdzie. W każdym razie w kwietniu na pewno skorzystam z promocji w Rossmannie na kolorówkę, bo chyba ma być? A w kolorówce mam niezłe ubytki ;)

Znacie coś? Na recenzji któregoś z produktów bardziej wam zależy? Dajcie znać!

BUZIAKI, KAŚKA :*