środa, 29 kwietnia 2015

Spowiedź: Więcej grzechów nie pamiętam ... Czyli zakupy kwietnia :)

Witajcie :) A ja znowu jak szalona, ma być mniej ale jakoś ... to się po prostu no nie chcę dziać :P

Uparte są te kosmetyki, że tak włażą mi do koszyka... To na prawdę nie ja.. One tak same ...
No dobra.. i tak jestem przyłapana na gorącym uczynku... Dobrowolnie poddam się karze...
A teraz.. Zapraszam na przegląd :)

Najpierw był lidl... Jeszcze przed świętami, jak zobaczyłam te dwa cudeńka, nie mogłam się oprzeć. Każdy za 7,99 .. No i jak tu się oprzeć? :)



Później biedronka. Zapachowi żelu nie mogłam się oprzeć :) Fa przeważnie dla mego faceta. Ja spróbuję :)


Później był Rossmann.. Nie duże przewinienie. Chusteczki potrzebne, jedynie żele to mój wymysł. :P


Następny był super-pharm. Właściwie w super-pharm zakupy zrobiła mi siostra. Ja mam dość daleko, ona 5 minut :) Wygrałam w konkursie bon na zniżkę 50% na lakier miracle gel od sally hansen, przy zakupie top coatu. Niestety top coatów nie było... Ale z kartą lifestyle na te lakiery było -50%. Więc całkiem nieźle mi to wyszło. Na razie lakiery czekają, muszę dokupić top coat :)
No i mydło z ziaji. Za 3,99 + 20 pkt :)




Natura. Zobaczyłam u kogoś na blogu te matowe lakiery i jak nienormalna poszłam kupić, a teraz taka promocja ...  No nic no. Kupiłam to mam. No i obowiązkowo dwa żele, no przecież. Jakbym miała mało żeli. : ]
Masakra :) Dostałam też- jak zawsze- kilka próbek :)


Następnie natura na -40%. Nieduże i niedrogie zakupy :) korektor od dawna chciany, tusz z ciekawości, puder hmm... z ciekawości :)



No i jakby mogło się obyć bez kolorówki z Rossmanna na -49% ... No jak ?
A więc... jest i szał kolorówkowy.. :) no nie tylko.. :) Żel z dove kupiłam w ramach 'testowania z Dove'. Już dostałam zwrot :)




No i same widzicie... Ja myślę, że to choroba.. :) Ale jak tu się leczyć :) No nic.
Na początku maja jeszcze wpadnie parę drobiazgów- ze dwa tusze, no może jedna lub dwie szminki/błyszczyki. Nie będą to duże zakupy, bo nie za wiele potrzebuję. Też nie wiem z tuszy co wybrać, może jakieś propozycje ???

Znacie coś? Co polecacie, a czego nie ??

BUZIAKI,
KAŚKA

niedziela, 26 kwietnia 2015

Ulubieniec ostatnich dni- Mój matujący sekret ...

Witajcie! Co tam u was ? Miałam trochę przestoju, ogromne zamieszanie w pracy. Złe zamieszanie.
Wczoraj sytuacja osiągnęła maksimum napięcia. Nie wiem sama, czy chcę o tym pisać, czy sobie darować. Była to dla mnie trudna, bardzo trudna sytuacja. Różni ludzie przychodzą do mnie do pracy, no jak to się mówi 'taka praca'. Bardzo bliska mi osoba została wczoraj skrzywdzona, a co jest najgorsze bez żadnych konsekwencji dla krzywdziciela. Nie będę się rozpisywać. Dalej jest to dla mnie bardzo trudne, bardzo to przeżyłam, ale dzięki Bogu nic się poważnego nie stało, parę stłuczeń.
Bałam się, okropnie się bałam. Na prawdę, chyba nigdy w życiu się tak nie bałam. Dzięki Bogu że wszystko się tak skończyło..
Ehh.. No mam nadzieję, że teraz już będzie lepiej a przede wszystkim spokojniej...

Chciałam wam dzisiaj napisać o pewnym kosmetyku, który mną ostatnio zawładnął. No może przesadzam :P Ale straasznie go polubiłam.
Używam go od kilku dni, dosłownie, bo parę dni temu go kupiłam. Zrobił rewolucję w moim makijażu i absolutnie nie wiem jakim cudem ktoś może mieć o nim inne zdanie ...

Chodzi konkretnie o Matt fixing powder od My Secret.




Słyszałam o nim jakiś czas temu. Moje spojrzenie na ten kosmetyk było bardzo sceptyczne. Tak, biały puder, jakim niby cudem nie będę wyglądać jak porcelanowa maska ? Ale teraz już wiem, że takim sposobem, który zwie się 'umiar'.



Puder znajduje się w dość że tak powiem 'kruchym' opakowaniu. Jak bierze się go do ręki czuć to i trzeba obchodzić się z nim jak z jajkiem :P Na szczęście mi jeszcze nie udało się go uszkodzić, ale tak jak napisałam 'jeszcze'. Pudełko jest w sumie dość typowe dla tych tańszych marek. Rozświetlacze, pudry prasowane z lovely, wibo, te które miałam, bądź mam są bardzo podobne.
Plus jest taki, że raczej nie da się mieć problemu z otwarciem :D




No i teraz bardzo ważna kwestia ... Puder jest biały. No i co z tą porcelaną... ?
Otóż przy użyciu niewielkiej rozsądnej ilości puder jest transparentny- niewidoczny. Nie rozjaśnia podkładu, nie bieli. Ładnie matuje buzię i że tak powiem wycisza ją. Wyrównuje ładnie koloryt, nie tworzy żadnych plam, ani przebarwień.
Ja używam go na podkład, oczywiście czekam ok 2 minut na całkowite jego wyschnięcie. Nakładam niewielką ilość na twarz. Robię to pędzlem, kolistymi, delikatnymi ruchami. Od razu wtapiał się w skórę i momentalnie ją matował.
Jeszcze co do trwałości, bo słyszałam, że na to dziewczyny się uskarżają najbardziej... Dla mnie 6-7 godzin bez problemu dawał radę. Po tym czasie na czole, nosie i brodzie zaczynałam się delikatnie świecić- znak, że trzeba powtórzyć użycie tego pudru. Ale szczerze, czy te 6 godzin to słaby wynik? Dla mnie bardzo dobry, bo Wg mnie stay matte od rimmela nie daje nawet 3 godzin. No przynajmniej u mnie. A i tak się z trzech godzin cieszyłam.
Dla mnie to jest perełka :) Moja buzia wygląda bardzo ładnie po użyciu tego pudru, jest wygładzona i przede wszystkim ładnie matowa. Jak fajnie jest się nie błyszczeć... :)

Żeby nie skłamać zapłaciłam za niego jakieś 7-8 zł, bo akurat było te -40% :) Świetny zakup, na pewno nie ostatnie opakowanie :)

Polecam!!
Znacie ?? Jak u was się sprawdził ?

BUZIAKI,
KAŚKA :*


środa, 22 kwietnia 2015

Seboradin- Maska- kuracja do włosów suchych, zniszczonych farbowaniem, modelowaniem- czy pomogła?

Witajcie witajcie :)
Znowu się rozpogadza i będzie ładnie, czy to znowu jakaś kpina? No ciężko stwierdzić. Jutro mam trochę spraw na mieście, mam nadzieję, że pogoda dopisze, nie chcę moknąć, ani tym bardziej chorować.

Wczoraj posiałam sobie bazylię i koperek :) Już się nie mogę doczekać kiedy urosną. Zasadziłam tez cebulki na szczypiorek. Na szczypiorek chyba czekam najbardziej, uwielbiam! :)

Wieczorem z Lubym oglądaliśmy film, nie mogliśmy się zdecydować, ale jednak moja propozycja wygrała! (YUPI!) A więc ... Szybcy i wściekli 7. 
I powiem wam, że byłam pewna że Brian umrze. No bo, skoro Paul nie żyje no to jak. No chyba nie planują robić następnej części i zmienić po prostu aktora? To jego rola, nikt inny tam nie pasuje. Jeżeli nagrają kolejną część i wstawią kogoś innego to nie wiem czy będę chciała to obejrzeć. 
Są sytuacje, kiedy kontynuowanie czegoś nie ma po prostu sensu.
Mam nadzieję, że producenci to rozumieją.

Dzisiaj chcę wam napisać o masce marki Seboradin. 'Kuracja do włosów suchych i zniszczonych farbowaniem, modelowaniem'. 
Co do farbowania- owszem. Farbuję i moje włosy nie są w stanie idealnym. Nie układam włosów, raz na jakiś czas wyprostuję- rzadko, ale liczy się.





Tuba o pojemności 150 ml. Prosta grafika na białym tle z pomarańczowymi elementami.



(skład- cienkie zdjęcie, niestety nie mogłam objąć tak, aby z obu strony było dostatecznie widać)


Konsystencja średnio gęsta. Kolor biały- mleczny. Zapach? Zapach jest w sumie przyjemny. Pachnie hmm... takim trochę mydłem. Ciężki zapach do zidentyfikowania. Ale w każdym razie nie drażni :)

Producent zaleca, aby maskę nakładać na całość włosów, a także na skalp, później delikatnie ją wmasować i odczekać kilka minut. 
Na początku bardzo się bałam tego nakładania na skórę głowy. Byłam przekonana, że zamiast odżywić i wzmocnić włosy podrażni skórę, obciąży włosy no i przyspieszy przetłuszczanie... 
Czy tak było?

Nie, właściwie nie stało się nic, włosy po jej użyciu są mięciutkie, baardzo ułatwia rozczesywanie, wygładza moje niesforne, skłonne do puszenia się i kręcenia włosy. Nie podrażniła mi skóry- uff! Nie jedna maska czy odżywka to zrobiła...
Nie obciążyła ich, z czego też się cieszę, bo wiadomo umyć włosy i wyglądać jak zmokły pies to nie problem. Ta maska jednak jest na tyle leciutka że nie zrobiła krzywdy.

Ale czy zrobiła coś dobrego?
No na pewno ujarzmiła moje włosy. Mają większy połysk, są dużo przyjemniejsze w dotyku. No nie powiem, że są odżywione, bo tego nie zobaczyłam, gdy nie użyłam maski po myciu włosy znowu były takie, jak przedtem. 

Myślę, że warto wypróbować, bo jest nieszkodliwa, może u was zdziała więcej niż u mnie :)

Znacie tą maskę??


Zapraszam was na mój facebook <KLIK> i instagram <KLIK> :)

BUZIAKI, 
KAŚKA :*


piątek, 17 kwietnia 2015

Bądź księżniczką z Essence!

Witajcie :)
Jak wam mija dzień, jak wam minął tydzień? Jutro weekend, wolny, jak fajnie :) mam nadzieję że pogoda w miarę dopisze, mimo że nie zapowiadają jej zbyt ciekawej..
Mam ostatnio dużo stresów i dużo dodatkowych zajęć... Mam nadzieję, że od przyszłego tygodnia się to uspokoi.

Cieszę się, że nowy wygląd bloga przypadł wam do gustu :)

A teraz wróćmy do głównego tematu.
Jakiś czas temu kupiłam w naturze tusz i eyeliner w pisaku z firmy Essence. Był to komplet i kosztował 19.90. Skusiłam się ze względu na cenę, nie miałam wcześniej z essence ani tuszu ani eyelinera ani nawet cieni. Ja u siebie w mieście rodzinnym nie miałam Natury, a w Rossmannie nie ma szafy essence- bynajmniej w tym w Sokółce.
Mieszkam tu rok, a więc naturę mam od roku :)

Ogólnie firma ciągle kusi nowościami, wypuszczają coraz to nowe serie. Za wiele jeszcze nie używałam ich kosmetyków, ale od niedawna je poznaję. Czytam sporo recenzji kosmetyków Essence i na podstawie tych recenzji uważam, że są warte uwagi.
Niedawno też kupiłam cienie z essence i w najbliższym czasie i o nich będzie notka. Staram się zacząć w końcu pisać o kolorówce, bo uważam, że to duży błąd nie pisać recenzji kosmetyków do makijażu. Muszę się przełamać i do dzieła :)

Dlatego dziś przychodzę z tym tuszem :)

'Lash Princess'- to tak jakby 'użyj mnie, a zmienisz się w księżniczkę...'

Hmm... Ok, oby nie w żabę :P
Chociaż... bajkowe żaby mają taakie rzęsy, że w sumie bym i nie pogardziła :P



Ładna i zarazem prosta buteleczka. Można dostrzec w nim na swój sposób krój sukni tytułowej księżniczki. Czarne tło- brzoskwiniowe napisy- estetycznie i przyjemnie dla oka.





Szczoteczka z włosia- takie lubię najbardziej, chociaż i silikonowe czasem nie są złe.
Delikatnie zaokrąglona, w niektórych miejscach włoski są dłuższe w innych krótsze. 
Ogólnie tusz dla mnie na początku był zbyt rzadki, najlepszy stał się po jakimś tygodniu- dwóch od otwarcia. 






Ja z efektu jestem bardzo zadowolona, mam strasznie krótkie i rzadkie rzęsy. Ten tusz ładnie je wydłużył i pogrubił, co widać na zdjęciach. 
Nie osypuje się w połowie dnia, nie tworzy grudek podczas malowania, kolor jest tak czarny jak trzeba. Co- dla mnie- też jest dość ważne, nie odbija się na górnej powiece. Mam tłustą cerę i czasem w razie wzmożonego wysiłku fizycznego zaczynam się błyszczeć i nie jeden tusz się wtedy idbijał, tuż pod brwiami. Ten tego nie robi- dzięki Bogu!

Co myślicie o efekcie? Wg was tusz jest godny uwagi?
A może go znacie i macie o nim inne zdanie ? Piszcie!

BUZIAKI,
KAŚKA :*

wtorek, 14 kwietnia 2015

Noni Care- Nawilżający krem do twarzy 25+

Witajcie :) Jak pewnie zauważyliście na blogu zaszło kilka zmian. Dzięki pomocy Asi mam nowy szablon. Jestem bardzo z niego zadowolona, kolory dokładnie takie jak chciałam, układ też mi się podoba. Jest super. A zmiana była baardzo potrzebna. Tamten szablon.. no nie był najlepszy. W sumie pierwszy lepszy z bloggera. Teraz jak wchodzę na swój blog, mogę szczerze i śmiało powiedzieć, że jestem dumna że to ja jestem jego właścicielką :)

Wiem, że nie mam dla was zbyt wiele czasu ostatnio, przepraszam was za to.. Postaram się to zmienić, ale ten miesiąc niestety taki będzie. Nie dość, że matura to mam więcej pracy niż normalnie.
Ale póki co daje radę. Niedługo wracam do was na dużo i długo :*


Wracając do głównego tematu. Chciałam wam dzisiaj napisać o kremie, który dostałam na spotkaniu blogerskim.

Wcześniej nie miałam styczności z tą firmą. Ani o niej nie słyszałam, ani nie miałam nic od nich.

I powiem wam, że szkoda.

(SKŁAD)




Tubka z kremem mieści się w kartoniku z miłą dla oka grafiką.
Tubka o zawartości 50 ml, typowe zamkniecie na zatrzask. Tubka w bardzo prostej i jednocześnie miłej grafice. Lubię taką prostotę.




Krem jest koloru białego o powiedziałabym, konsystencji dość rzadkiej. Moje wcześniejsze kremy do twarzy były gęstsze. Zapach jest cudny. Słodki, owocowy i ani trochę nie chemiczny. Jestem bardzo wrażliwa na zapachy, jak wiecie. Ale ten krem pachnie cudnie!

Bardzo łatwo się rozprowadza, potrzeba niewielką ilość, żeby posmarować całą twarz. Wchłania się wręcz ekspresowo, nadaje się idealnie pod makijaż, choć ja używam go na noc, zawsze po oczyszczeniu twarzy.Nie lubię mieć pod podkładem/pudrem kremów, bo zawsze przez nie szybciej zaczynam się błyszczeć, więc rezygnuję z takiej opcji.

Nałożony na oczyszczoną skórę nawilża ją i ujędrnia. Moja twarz jest po nim mięciutka, gładka i troszkę bardziej napięta.
Nie powoduje żadnego uczucia ściągnięcia. Polubiłam go od samego początku, najpierw za zapach a już po kilku dniach za widoczny efekt.

To co jest najważniejsze dla mnie przy kremie, który nakładam na twarz to to, że nie zapycha jej. Żadnych nowych zaskórników, żadnych nowych wyprysków. Jedynie przed samym okresem mnie sypie, ale to jest normalne, odkąd pamiętam.
Krem tego nie nasilił.
Nie zmniejszył też, owszem, ale on wcale nie ma tak działać.

Podstawowe obietnice producenta t.j. nawilżenie i odżywienie spełnia w 100%.
Polecam wszystkim ten kremik :)

Znacie??


P.S.: Jak wam się podoba nowy wygląd bloga? :)

Zapraszam też na mój facebook <TU> i instagram <TU>  :)


BUZIAKI,
KAŚKA :*

piątek, 10 kwietnia 2015

Kneipp- Pielęgnujący olejek do kąpieli- Kwiat migdała- Jedwabna skóra.


Hej hej :)
Jaka piękna pogoda :) I wczoraj i dziś.. A dziś jak cieplutko.. Wyszłam do sklepu w koszulce i żakiecie tylko na wierzch, myślałam, że zmarznę a było tak cieplusio :)
Chyba pora wyciągnąć już rower :) Odświeżyć itd po zimie no i śmigać. Na rower czekałam strasznie, zima okropnie mi się dłużyła. A w tym roku jazdy na rowerze będzie multum. :) I to w towarzystwie ... ;-)

Na blogu szykuje się parę zmian. W trakcie 'produkcji' jest mój nowy szablon, mam nadzieję że wam się spodoba, bo dla mnie koncepcja bardzo się podoba. Oczywiście kolejny raz stawiam na prostotę, ale jedyną w swoim rodzaju :) Na pewno jeszcze nie raz to zrobię, ale już dziś ku pamięci dziękuję Asi za pracę włożoną w szablon! No i chyba przede wszystkim za cierpliwość, ogromną cierpliwość co do mojego wymyślania... Wierzcie mi, na pewno nie jestem łatwą w porozumieniu osoba, tym bardziej kiedy sama nie do końca wiem, czego chcę. Pomogła mi ogromnie i cieszę się, że ją poznałam :)
Założyłam też instagram. Chodziło to za mną od spotkania blogerskiego, ale w końcu zdecydowałam się, no i poczyniłam ku temu kroki i tak oto

Zapraszam was serdecznie na mój instagram :D

 Double Identity 


Wracając do głównego tematu, czyli recenzji.

Dziś chcę wam napisać o kolejnym produkcie, który otrzymałam 8 marca na spotkaniu bloggerek w Białymstoku. Relacja <TU> Upominki <TU>

Chodzi o olejek do kąpieli firmy Kneipp.



(skład dla ciekawskich)

Olejek mieści się w niewielkiej, twardej buteleczce, zakręcanej korkiem, o pojemności 20 ml. Buteleczka z kolei znajduje się w niewielkim kartoniku. 
Z firmą do tej pory nie miałam zbyt wiele styczności.  Właściwie wcale. Mimo, że ich kosmetyki były w moim zasięgu jakoś tak zawsze wychodziło, że nie wychodziło :D
No, ale spotkanie to zmieniło. 

Tylko teraz.. przypadło mi do gustu, te pierwsze spotkanie, czy raczej nie ?

Zapraszam na dalszą część wpisu :)

Jak już pisałam jest to olejek do kąpieli. Psikus, taki maluśki psikus- bo nie mam wanny. Ah no cóż. Z racji, że lubię kombinować i wiedząc, że wiele olejków do kąpieli nadaje się też pod prysznic postanowiłam i ten wypróbować w taki sposób. Nie trzeba zgadywać, nie spisał się. Wcale. No cóż, przeznaczenie jego jest inne, to że chciałam nakombinować- moja wina! 
Olejek jest bardzo gęsty i tłusty- jak to olejek. Pod prysznicem, bym musiała zużyć całą buteleczkę na raz, aby wysmarować całe ciało, a więc szybko z tego zrezygnowałam.

Wpadłam na inne rozwiązanie. Postanowiłam robić z nim kąpiele dla stóp, a propo's uwielbiam takie kąpiele, sól, wszelakie płyny, olejki, peelingi. Ogólnie mam fioła na punkcie wszelakich specyfików do stóp, wiem nie ma wcale na ten temat recenzji, sama w sumie nie wiem, czemu. Mam nadzieję, że się to wkrótce zmieni, w końcu wiosna to czas zmian :D

Czy polubiłam olejek stosując go w troszkę inny sposób?

Tak :) Może zapach, nie do końca mi pasował, nie był brzydki, ale szybko mnie męczył. Jego działanie jednak sprawiło, że zapach odchodził na dalszy plan :) Moje stopy po takiej kąpieli były mięciutkie, nawilżone. Nie było mowy o suchej skórze, każde zgrubienia też, dzięki niemu łatwiej można było usunąć.

Wykorzystany w taki sposób, sprawdził się. Myślę, że jako dodatek do kąpieli może być na prawdę bardzo przyjemny. A więc polecam go wam :) Warto wypróbować :)
 Może znacie ten olejek? Czy u was się sprawdził ?

BUZIAKI :*

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Pullana krem 'Coby nieco unieść i ujędrnić biust'.

Witajcie :)
Święta, święta i po świętach... Minęło szybko, jak zawsze. Nawet nie odpoczęłam porządnie a miałam prawie tydzień wolnego... A co mnie czekało dzisiaj w pracy, o matko jedyna, strach się bać.

A jak wam minęły Święta? Odpoczęliście ?

Dzisiaj chciałam wam opowiedzieć o pewnym specyfiku. Ogólnie nie nastawiałam się na zbyt wiele, coby się nie zawieść.. A więc właściwie zaskoczył mnie ogromnie. Same sprawdźcie czy na plus.

Chodzi konkretnie o krem do biustu firmy Pullana.


Zgrabna tubka o pojemności 125 g i zamknięciu typu 'klik'. Opakowanie nie jest mocno twarde, nie ma większego problemu z wydobyciem kremu.


(Skład dla ciekawskich)


Konsystencja dość gęsta, kremowa. Łatwo się wchłania, wystarczy chwila masażu. Nie pozostawia lepiącej warstwy- co lubię bardzo, bo wiadomo, że nie będę chodzić naga i czekać aż się wchłonie. Właściwie od razu, po nabalsamowaniu reszty ciała spokojnie można się ubrać, bez obawy zabrudzenia bielizny, lub odzieży.

Kolor biały- jak widać. Jeśli chodzi o zapach jak dla mnie bardzo neutralny, a jak wiecie jestem baardzo wrażliwa na zapachy.

A co się tyczy działania ...

Kremik jest bardzo przyjemny w użyciu. Przyjemnie nawilża skórę, nie czuć uczucia ściągnięcia. Skóra jest widocznie bardziej napięta i delikatnie mocniej ujędrniona.

Dzięki Bogu.. (:P) nie zauważyłam, aby mój biust się powiększył, bo tego nie chcę, ale też i w takie cuda nie wierzę. W ujędrnienie, napięcie skóry i nawilżenie jej jestem skłonna uwierzyć.
I rzeczywiście krem to robi.
Jestem bardzo zadowolona z działania. Używanie go weszło mi już w nawyk, codziennie po wieczornej kąpieli bądź prysznicu używam kremu. Regularnie od jakichś dwóch tygodni- a więc efekt jest w miarę szybko. Zostało mi jeszcze dużo, nie sądzę, że uda mi się go w marcu użyć, jest mega oszczędny i wydajny.
Myślę, że byłabym skłonna kupić opakowanie jak ten się skończy, aczkolwiek zobaczę jak będę stała z denkowaniem kosmetyków jak i z $.

Ogólnie miły produkt, który poprawia stan skóry, co widać gołym okiem. Polecam go wam, warto go wypróbować.

Muszę was przeprosić za miesiąc z góry... Nie będzie mnie tu za wiele, gdyż staram się zmusić do nauki do matury, a więc same rozumiecie..
Postaram się być jak najczęściej- pisać i odwiedzać WAS :)


BUZIAKI :*

piątek, 3 kwietnia 2015

Depilacja pełną parą .. ?

Witajcie Kochane w tym przedświątecznym okresie :)
U mnie jak zwykle z przygodami, nie ma dnia wolnego jeżeli czegoś sobie nie zrobię. Dziś ni stąd ni zowąd zaczął mi puchnąć palec, zrobił się fioletowo- niebieski i podwójny..
Nie wiem co się stało, teraz jest już tylko trochę spuchnięty, więc jest dobrze. Jak do wieczora nie przejdzie kompletnie, podjadę na pogotowie po jakąś maść, nie wiem sama... No dobrze to nie wyglądało.. Czułam, normalnie czułam jak puchnie mi ten palec... Dziwne zjawisko, tym bardziej, że ani tym palcem nie stuknęłam, ani go nie zraniłam...

Poza tym zdążyłam upiec dwie babki, stwierdziłam że nie mam czasu na żale, najwyżej palec mi odpadnie :P
Nie no, jak zobaczyłam że nie puchnie wzięłam się do pracy, szkoda wolnego dnia...

A wracając do głównego tematu.. Chciałam wam dzisiaj opowiedzieć o kosmetykach które dostałam na spotkaniu blogerskim od firmy Eveline.

Na pierwszy rzut ten, który się sprawdził u mnie najlepiej, czyli Kojący balsam-kompres po depilacji- opóźniający odrost włosków.

Zgrabna tubka, zamknięcie na zatrzask. Wg mnie oprawa graficzna miła dla oka.



Skład dla ciekawskich.




Zapach nie jest zły. Znośny, powiedzmy że pachnie tak, jakby wymieszać krem do depilacji z jakimś ładnie pachnącym balsamem. Raz jest przyjemnie, a raz śmierdzi że ohoho.
Konsystencja kremowa, typowa dla balsamów. Nie aż tak gęsta jak masło, ale i nie tak wodnista jak emulsja.



Jeżeli chodzi o działanie ... Absolutnie nie spowalnia odrostu włosków.. I tak nie wierzyłam w to, że to zrobi, no ale odrobinka nadziei jednak gdzieś tam była. A nawet powiedziałabym, że odrosły szybciej.. Użyłam depilatora, teoretycznie powinnam mieć spokój 2 tygodnie, że niby miesiąc, ale oczywiście, gdzie tam! Nie ma o czym mówić ... No, ale okey dwa tygodnie brzmią świetnie w porównaniu do używania maszynki= niecałe 24 godziny...
A po balsamie jakby trochę ponad tydzień i gładkość zginęła.. Dziwne bardzo.

Generalnie i tak go polubiłam. Świetnie łagodził podrażnienia, dzięki niemu po depilacji nie miałam czerwonych kropek, które mam zawsze, ale to zawsze.
Balsam z nimi zawalczył, pojawiły się nieliczne. Skóra nie była aż tak bardzo podrażniona i na pewno jest to zasługa balsamu.
A więc mimo wszystko polecam go wam, ze względu na te łagodzenie podrażnień :)

Następne w kolejce są dwa kremy do depilacji.

Jeden do delikatnych miejsc, typu bikini, pachy, drugi do nóg.



Tutaj nie ma co dużo gadać. Po prostu nie działają. Nie u mnie. Ani okolice bikini, ani nogi. No po prostu nie wiem o co w tym chodzi, bo wiem, że wiele osób z nich korzysta i są zadowolone.
No dlaczego u mnie zawsze to taka kicha to nie wiem ...

No nie powiem, że nie tknęły ani włoska, kilka, ale to dosłownie kilka poleciało, jednak  bez szału...










No, ale wiadomo, to że u mnie się nie sprawdziły, nie znaczy, że nie sprawdzą się u was. Myślę, że warto wypróbować. No każdego skóra, no i włosy są inne, reagują inaczej. Być może u was się sprawdzą :)


Kochanie życzę Wam wesołych Świąt, spokojnych :) zdrowia i szczęścia :*



KAŚKA