wtorek, 27 lutego 2018

BUNA: Drożdżowo- glinkowa maseczka oczyszczająca z szałwią.

 Witajcie!
Wiem, że nadal mnie mało, ale dopadło nas tak paskudne choróbsko ...
Bartek gorączkował, później było dwa dni lepiej i znowu od nowa... Od środy dopadło mnie, w sobotę skończyło się pogotowiem, diagnoza? Zapalenie gardła, krtani i obustronne zapalenie uszu! Co mogło to mnie dopadło! Tak więc kuruje się, jestem w domu, na l4 ;) powiem wam szczerze, że do dzisiaj nie byłam zdolna zdania wyklepać na klawiaturze, więc to chyba wystarczający dowód na to, że mnie rozłożyło? Ale już widzę poprawę, bo nie gorączkuję, więc zawsze coś.
Dziś już Bartuś poszedł do przedszkola ;) Dobrze, ucieszył się, że w końcu idzie do dzieci, jednak miał ponad tydzień przerwy ;)

Dzisiaj kilka słów o moim ostatnim odkryciu! Konkretnie o maseczce oczyszczającej, drożdżowo-glinkowa, firmy Buna.


Maseczka mieści się w tubce, duży plus, dużo gabarytowa to taka, jaką lubię najbardziej, testowanie jednej saszetki nie zawsze powie wystarczająco dużo o działaniu. Pojemność 75 ml ;)


Tutaj macie kilka informacji od producenta, oraz skład.


Otwarcie na zatrzask. Łatwo się otwiera, nie wyłamałam otwierając po raz pierwszy, wow :D


Konsystencja gęsta, kremowa. Typowa dla maseczek. Zapach przyjemny, czuć delikatnie i szałwię i drożdże, jednak nie na tyle intensywnie, żeby nie można było tego znieść ;)
Dobrze się rozsmarowuje, wystarcza na sporo użyć.

Jeżeli o działanie chodzi jest na prawdę świetna i jest to jedna z najlepszych maseczek jakie miałam!
Fajnie oczyszcza i odświeża  Buzia po jej użyciu jest mega zmatowiona, ale nie sucha na wiór, absolutnie! Co prawda nie wygoniła mi jakoś specjalnie zaskórników, ale za to przestało mi się ich tyle tworzyć! A to ogromny plus!

Nie podrażniła mojej skóry, jak to maseczki lubią, nie uczuliła mnie, nie spowodowała żadnych wysypów, ani innych niespodzianek!

Jest godna polecenia, warto ją poznać!


Znacie produkty firmy BUNA? Co polecacie?

BUZIAKI, KAŚKA :*

środa, 21 lutego 2018

DENKO stycznia #1 w 2018.

Witajcie Kochani!
Dziś szybki post, dosyć spóźnione, ale jest, rozliczenie zużyć. Zapraszam ;)

RÓŻNOŚCI: 


* Mokre chusteczki do oczyszczania okularów- super są, chociaż już mniej ich używam
* Wosk Macaron Treats od YC, pisałam o nim TU. Kocham!
* Wosk Party Lite- mango gruszka? Wszystko naraz! Owocowa eksplozja! Super zapach!
* Maszynki Gillette Venus- super są! Na pewni jeszcze kupię, szukałam dobrych maszynek, te są na prawdę spoko.


DŁONIE:


* Mydło w płynie YOPE- werbena, to jednak nie mój zapach. Denerwuje mnie, że te mydła tak się 'pocą', a konkretniej non stop cieknie spod nakrętki z pompką :/ czy w pionie czy w poziomie :/ wiem, że nie tylko ja to zauważyłam..
* Pianka cien. Nie uwiodła mnie. Zapach- dla mnie to nie do końca moja ukochana wanilia.
* Mydło miętowe Paul Mitchell. Akurat nie do rąk je zużyłam, ale do ciała. Cudne, wspaniale orzeźwia, i minusem i plusem jest to, że chłodzi, i to bardzo! Czasami to lubiłam, czasami nie ;)
* krem do rąk INDIGO, super zapach, działanie przyzwoite :) tylko... nie da się go zużyć do końca, bez rozcinania :/


CIAŁO: 


* Żel Isanka <3 pisałam o nim TU., zdecydowanie HIT!
* Żel z Luksji. Fajny. Dobrze się pienił, dobrze oczyszczał, nie podrażniał, nie wysuszał, ale jakoś mega szybko się skończył..
* Żel Biolove jabłuszko! Cudowny, piękny zapach! Oszczędzałam jak mogłam :D :D


* Żel pod prysznic ze Starej Mydlarni o zapachu granatu. Strasznie go męczyłam, zapach mnie męczył. Dziwny był..
* Peelingujący płyn do kąpieli YR, ja używałam jak żelu. Pomarańcza z czymś tam. Okropny był, też otwarty stał od daawna :P
* Żel z Playboya- fajny zapach, robił co miał robić, nie wysuszał.


* Krem Eveline wywalam, nakupowałam kiedyś takich różnych wyszczuplających, a wcale ich nie używam :/
* Balsam do ciała Natura Siberica Loves Estonia- spoko był, zapach taki se, ale mega niewydajny! Ciężko się rozsmarowywał.
* peeling Bielenda- spoko, ale od niedawna nie znoszę solnych peelingów, non stop mam pokaleczone dłonie.. i to piecze!


* C-thru- black diamond. Uwielbiałam ten zapach, ale był ciężki... szybko mi zbrzydł, ostatnio trochę wrócił do łask, ale to już nie była ta miłość :)
* Spray z ałunem- świetny! Pisałam o nim TU. Polecam!


* Szampon Johnsons- kiedyś go lubiłam, teraz mnie podrażnia, bez żalu leci woon.
* Olejek przeciw rozstępom Babydream- używałam w ciąży, później do włosów, jest spoko :)
* Szampon Fructis, rzadko używany był ok, fajnie oczyszczał włosy jak i skórę głowy, jednak na dłuższą metę (czyt. często używany) podrażniał.


MASECZKI: 


* Glinka żółta i zielona- zieloną kocham, żółta też fajna! Lubię sama czynić glinkowe maseczki :)
* Marchewka z kurkumą w maseczce Marion. Nietypowa co? Marchewka, kurkuma :P ale spoko była, a jeszcze biorąc pod uwagę cenę (ok 1,7) to na prawdę warta wypróbowania!
* Maseczki peel of &th heaven. Ta z granatem była bardzo fajna, buźka po niej piękniutka. Jednak ta czarna ... Miała głęboko oczyszczać pory, niestety zawiodła ;)


* Płatki Bebeauty- ente opakowanie.
* Krem z Fitomedu. Lubiłam i nie, jak wiatr zawiał. Niby do mojej cery, niby z hydrolatem oczarowym, który moja skóra uwielbia. Jednak nie działał na nią tak super, jak bym tego oczekiwała.
* Wstyd się przyznać, ale Norel, zapałętał mi się i stał się wyrzutkiem :(
* Krem thalion- pięknie pachniał, używałam do buzi, zanim nie zgubiłam, znalazłam (jednak już po terminie), wysmarowałam dwa razy stopy i finito!


* Esencja z Bielendy. Bardzo przyjemna, żałuję, że wycofana, kupiłabym w zapas!
* Micel z olejkiem... Tu jestem na nie. Moja skóra źle na niego reagowała..
* żel micelarny do demakijażu- baardzo go lubiłam! Smuteczek, że się skończył.. Mega mega wydajny! Pisałam o nim TU.


KOLORÓWKA: 


* Baza kobo. Dla mnie nie przedłużała trwałości podkładu. Niestety.
* Podkład Bourjois. Tak go polubiłam, a ta świnka mnie zapycha! Ah :(
* Tusz do rzęs Pierre Rene, pisałam o nim TU.
* Podkład z Bielendy. Wiele razy na niego narzekałam, no i fakt, nie był to najlepszy mój podkład, że niby kryjący? No dla mnie taki 'dzienniak', że tak powiem. Krycie bardzo średnie, jednak chętnie go zużyłam, bo nie zapychał, nie utleniał się, dosyć długo się trzymał, po małym przypudrowaniu w ciągu dnia.


* Bronzer lovely. Nie zużyłam go do końca, ale prawie. Upadł i roztrzaskał się w drobny mak. Lubiłam, tylko czasem te drobinki w nim wkurzały.
* Puder SGGM, nie zauważyłam w nim wcześniej drobinek... jak mogłam! Niezbyt mi to się podoba w codziennym makijażu.. wędruje dalej.
* Paletka do brwi- Rimmell Make me brow. Lubiłam! Bardzo. Jednak zaczął się mega kruszyć (ten odcień po prawej, lewy jest kremowy), nie mogłam go opanować, więc pozbywam się.
* wiekowy cień Pierre Rene, pewnie ze sto lat po terminie :D :D


CHEMIA: 


* Cocolino- kolejny pięknie pachnący! Polecam! Mój alergik dobrze na nie reaguje ;)


HIGIENA: 


* wkładki facelle- jeju okropne. Wolę swoje fioletowe nie w promocji, niż te w promocji! Nienawidzę siateczki we wkładkach/podpaskach.
* Chusteczki Dada- są spoko ;) zamiennik velvetów.
* Podpaski naturella- najlepsze dla mnie :)


* miniatura kokosowa Body Boom- peeling jest mega, tylko zawiódł mnie zapach.. tak pragnęłam kokoska!
* próbki kremu z Bandi i powiem wam, że mam ochotę na więcej :) fajnie moja skóra na niego reagowała, nie widziałam co prawda tego złuszczania, no ale dwie próbki- ze 4 razy go użyłam, skóra była ładniejsza, zdrowiej wyglądała.


PIELĘGNACJA DZIECIĘCA: 


* Balsam La Roche- Posay- bardzo mieszane uczucia mam co do niego. Pisałam o nim TU.
* Kolejne opakowanie Linomagu. Nie pierwsze, nie ostatnie, tym razem kupiłam wielką tubę, ale nie podoba mi się to, że ma metalowe opakowanie. Łatwo może się przełamać, wtedy maść będzie 'wyłazić' w każdym złamaniu... Ale ponoć teraz też małe tubki zmieniają opakowanie...

To wszystko :) Kolejne według mnie ładne denko! Sporo produktów zużyłam, cieszę się, bo teraz muszę na maksa zużywać te otwarte i niestety przestać tyle na raz otwierać :P W łazience miejsca jak na lekarstwo, ogólnie mieszkanie miejscem nie grzeszy :P no ale łazienka i kuchnia woła o pomstę do nieba ;) nie mam już miejsca na 3 otwarte żele, trzy szampony, trzy balsamy, trzy olejki, trzy odżywki, trzy maski itd itp :P Na pewno jest to plus... ale i minus, szczególnie jeśli o żele chodzi. Lubię mieć wybór ;)


Znacie coś z mojego denka? Jak się to u was sprawdziło?

BUZIAKI, KAŚKA :*

sobota, 17 lutego 2018

BABY ANTHYLLIS: Oliwka do ciała na bazie oleju z rolnictwa ekologicznego.

Witajcie Kochani :) Przeprowadzka w toku, nadal układamy wszystko i umiejscawiamy. Co chwilę coś też dokupujemy, aby wszystko miało ręce i nogi. Mała ilość szafek, półek i właściwie niemożność zamontowania kolejnych (z powodu braku miejsca), powoduje, że pełno u nas teraz przeróżnych ozdobnych koszów, pojemników ;) Wcześniej miałam tego dużo- lubię takie 'pierdułki' ale teraz to już w ogóle :P Chociaż najchętniej wykupiłabym połowę home&you, jednak obecnie ani nie mam na to kasy, ani warunków ;) Bartek to skuteczna niszczarka, ale zarazem konto oszczędnościowe :D Nie mogę nic kupić typu ozdobne ramki, figurki itd itp, bo musiałabym to trzymać wszystko na suficie... a na najwyższej półce już miejsca brak :) Tak więc czekam, aż podrośnie, wtedy będę miała drugie maleństwo i będę znów czekać hehehe :P Także wiecie :)

Dzisiaj chciałabym was zaprosić na recenzję oliwki do ciała dla dzieci, na bazie eko oleju. Jest to olej sojowy, który niestety jest okropnym alergenem. Niestety w przypadku alergenu nic nie da to, że coś jest eko, bio i nie gmo. Niestety jeśli kogoś uczula, to uczula i już. Należy z tego zrezygnować. Jak było u nas? Zapraszam!

<< Spotkanie Blogerek Urodowych w Grajewie RELACJA
<< Spotkanie Blogerek Urodowych w Grajewie UPOMINKI


Oliwka pierwotnie mieści się w kartoniku ;)


Na kartoniku znajdziemy skład produktu.


Oraz naklejkę od polskiego dystrybutora z wszelkimi potrzebnymi informacjami :) Ogromny plus za taką naklejkę! Wiele razy kupowałam/dostawałam produkt kupiony w PL, jednak nie tu produkowany, na którym nie było ani słowa w języku polskim...


Oliwka mieści się w niewielkiej buteleczce o pojemności 100 ml.


Dozowanie jest za pomocą pompki, fajnie, chociaż tutaj ta pompka dziwnie działała, chociaż nie to, że się zacina, ale jakoś dziwnie dozuje produkt, nie zawsze taką samą ilość. Nie wiem jakim to cudem, ale jednak :P


Konsystencja dosyć płynna, jak widzicie, nie zdążyłam zrobić fotki, zanim się rozlało :P

Zapach ma bardzo neutralny, praktycznie nie wyczuwalny. Dobrze się rozsmarowuje, trochę tłuści skórę, ale to normalne w olejach. Trochę trzeba odczekać, aż całkiem się wchłonie, ale nie trwa to znowu wieki. Jednak Bartkowi nie raz używałam i raz na jakiś czas nadal używam oleje, więc wiem z czym to się wiąże i w sumie nie przeszkadza nam, bo Bartek po smarowaniu i tak daje w długą :P
Jednak... niestety olej uczulił Bartka. Użyłam go RAZ. Podejrzewałam u niego alergię na soję, ale wiele razy miałam wrażenie, że się reakcja po prostu z czymś zbiegła. Jednak tym razem wiem już na 100%. Wysypka była niezła, chociaż trwała krótko. Problem w tym, że teraz na wszystko reaguje dużo intensywniej, więc szczerze żałuję, że zrobiłam ten eksperyment.. Eh. Ale jak to się mówi? Mądry Polak po szkodzie ;)

Ale dzięki temu... odkryłam go na swoich włosach! I przepadłam!! Cudowny, cudowny!
Pięknie odżywia i nabłyszcza włosy, są mega miękkie i lśniące! Cudnie się po nim rozczesują, bardzo je wygładza. Więc suma sumarum na dobrze wyszło :D cudeńko odkryłam! Wiem, że moje włosy kochają olej sojowy! Zużyję chętnie i na pewno dokupię!

Znacie tą oliwkę? Wasze dzieci/wy macie na coś uczulenie? Czasami może to być bardzo uciążliwe :(

BUZIAKI, KAŚKA:*

Produkt pochodzi ze strony EKODYSTRYBUTOR, zapraszam :)

czwartek, 15 lutego 2018

Nowości stycznia.

Witajcie :) Wiem, że bardzo mnie tutaj mało, przepraszam was za to, jednak już powoli wszystko się normuje i niebawem jestem tu z powrotem w dawnej regularności! :)

Dzisiaj szybko post z nowościami. Jeśli jesteście ciekawi co wpadło w moje rączki w styczniu- zapraszam!


W pierwszej chwili widząc ten dodatek byłam pewna, że jest to odżywka. Niestety to tylko utwardzacz, więc poszedł dalej ;)


Kremik o cudownym zapachu od Nivea! Przyjemny, niebawem recenzja!


Tanie jak barszcz maski Marion ;) Marchewkową już wypróbowałam i była na prawdę fajna! Ostatnio brak mi czasu na jakikolwiek relaks, na maseczki również, ale mam wielką nadzieję, że to się niebawem trochę zmieni.

 '
Nowości zakupione w promocji -40% w HerkBeauty.  Śmiesznie mało za to zapłaciłam, a jak wiemy, kiedy w drogerii jest duża promocja, zazwyczaj nie obejmuje ona lakierów hybrydowych, pyłków itd itp. Tym razem obejmowała, a że kosmetyków pielęgnacyjnych mi nie brak ... Padło na hybrydki Neonail, które znam i lubię, oraz na pyłki z Provocater. Tej drugiej firmy kompletnie nie znam, ale niebawem mam nadzieję, że i lakierki wpadną w moje rączki :)


Dwa z czterech zapachów z nowej kolekcji <3
Oraz znany mi już Black coconut <3



Kolejne woskowe nowości, dwa typowo zimowe ;)

<< Wood Wick: Coconut.
<< Kringle Candle: Gold & Cashmere








Cztery powyższe zdjęcia to zamówienie ze sklepu Kosmetykofanki. Generalnie fajnie, bardzo tanio, niewiele wydałam, a tyle produktów... ALE. No właśnie. Niestety niektóre produkty mają krótki termin.. niektóre nawet bardzo (03.2018)!!! To nie jest w porządku :/ całe szczęście że to sprawdziłam.. Z reguły pamiętam, ale zdarza mi się czasami nie zerknąć. Więc i was przestrzegam! Kupując na promocjach/wyprzedażach- sprawdzajcie terminy...
Wg mnie powinna być informacja, że jest to produkt z krótką datą ważności, bo być może z jakiegoś powodu mogłabym nie zdążyć go zużyć... Dla mnie pół roku terminu to minimum!
Nie mówię tu o produktach ręcznie robionych, naturalnych, których data przydatności jest krótka- to jest zrozumiałe.


Dwie nowości lactacyd. 'Stary' lactacyd (z 5 lat temu) podrażniał mnie, kompletnie mi nie służył. Zobaczymy jak te się sprawdzą, generalnie lactacyd jest chwalony, może się coś zmieniło ;)


Maszynki, na spróbowanie- szukam ideału. I wiecie co, są na prawdę dobre! Myślę, że polubimy się na dłużej :)


Pod koniec miesiąca byłam na dermo konsultacjach Sylveco :) Szampon i odżywka myjąca to moje zakupy, emulsję otrzymałam w gratisie :) Odżywki miałam próbkę i cuda działała, mam nadzieję, że nic się nie zmieni <3
Szampon znamy, używamy, w sensie Bartek a ja mu podkradam :P I uwielbiam(y) :P

Trochę się tego nazbierało, jednak starałam się nie szaleć. Powiem szczerze, że i tak wielu promocjom, okazjom się oparłam, bo moje zapasy są na prawdę spore. Więc mimo tego, że trochę rzeczy kupiłam, dwa razy się nad wszystkim zastanawiałam :)


Znacie coś z moich zakupów? Recenzję którego produktu chcielibyście przeczytać?

BUZIAKI, KAŚKA :*

niedziela, 11 lutego 2018

LA ROCHE POSAY: Cicaplast baume B6.

Witajcie Kochani! A ja dalej w biegu :P Czy to się kiedyś uspokoi? Pewnie nie :D
Mały powrót zimy, mały do -10 mrozik, dziś przywitał nas śnieżek. Fakt, niezbyt wiele popadało, ale coś tam się pojawiło.
Widziałam jednak, że po Polsce nieźle pośnieżyło :P

Dzisiaj chciałabym wam napisać kilka słów o balsamie do  ciała dla malucha, firmy La Roche Posay, o którym mam w sumie mieszane uczucia. Otrzymałam go na spotkaniu blogerek w Grajewie.

<< Spotkanie Blogerek Urodowych w Grajewie- Relacja.
<< Spotkanie Blogerek Urodowych w Grajewie- Upominki.


Balsam pierwotnie otrzymujemy w kartoniku, na którym mamy wszystkie potrzebne informacje oraz skład.


Tutaj dla zainteresowanych skład.


W kartoniku znajdujemy niewielkiej wielkości tubkę. Dosyć sztywną porządną, jednak nie na tyle, aby mieć problem z wydobywaniem produktu.


Otwarcie na zatrzask, porządne, na pewno nie otworzy się byle kiedy i byle gdzie, za to duży plus.


Balsam jest koloru białego. Konsystencja dosyć gęsta, według mnie bardziej w kierunku mleczka niż balsamu. Dobrze się rozsmarowuje, ale kiepsko wchłania. Zostawia na skórze taki tłusty, mega śliski i świecący film, no niby dobrze nawilża, nie narzekam, ale właśnie strasznie wpienia mnie  to, że tak ciężko się wchłania. Na szczęście nie brudzi ubrań. No i ten zapach... Dla mnie śmierdzi, okropnie, jakimś rozpuszczalnikiem, farbą? Okropny zapach.
I powiem wam, ze zużyliśmy go, ale nie kupiłabym go ponownie nigdy. Nie uczulił Bartka, nie podrażnił ani nic w tym stylu. Ale ten zapach... i ta tłustość. Suma sumarum jestem na nie!


Znacie ten balsam? Może u was sprawdził się lepiej ?

BUZIAKI, KAŚKA :*

wtorek, 6 lutego 2018

KRINGLE CANDLE: Gold & Cashmere.

Witajcie Kochani! Wybaczcie, że tak mnie mało ostatnio :( Przeprowadzka pełną parą, dodatkowo organizacja spotkania, dom, codzienne zwykłe obowiązki no i opieka nad Bartkiem po powrocie z przedszkola i wierzcie mi że kładąc się spać padam na twarz, a jednocześnie chętnie zyskałabym kilka dodatkowych godzin doby...
Też tak macie? Ze chętnie przedłużylibyście dobę? Czy żyjecie raczej spokojnie i bez problemu wyrabiacie się ze wszystkim? :P

Dzisiaj chciałabym opowiedzieć wam kilka słów o kolejnym wosku, tym razem Kringle Candle. Dla mnie z nazwy wosk jest iście jesienno- zimowy, czyli wręcz idealny na obecną chwilę. Etykietka urocza, prawda?


'Wosk marki Kringle Candle o zapachu ciepłej, aromatycznej mieszanki słodkich cytrusów, kremowej wanilii oraz piżma w połączeniu z syropem klonowym i drzewem sandałowym.'
źródło.


Kompletnie nie zgadzam się z opisem producenta. Znaczy tak, nie czuję żadnego z tych zapachów. Być może one wszystkie łączą się dając tą mieszankę, którą ja czuję.
A co czuję?
Generalnie na sucho... nie spodobał mi się. Liczyłam że będzie to coś podobnego do Warm Cashmere z YC. Poniuchałam na sucho i poczułam zawód.
Jednak kolejny raz wąchanie na sucho się u mnie kompletnie nie sprawdziło...
Po odpaleniu zapach jest na prawdę cudny! Może odrobineczkę, odrobineczkę przypomina Warm Cashmere.
Nie umiem dokładnie określić jak to dla mnie pachnie, ale od czasu do czasu wyodrębnia się... zapach tic tac'ów :P tych takich klasycznych, białych, miętowych. One mają zapach miętowy... ale taki słodki, jednocześnie rześki. No ciężko mi opisać ten zapach, to pierwszy wosk, którego woni nie umiem do końca określić.
Ale uwielbiam, pachnie bosko, mimo że z niczym go nie utożsamiam :D
Jest taki .. luksusowy ;)


Znacie ten wosk? Jak pachnie dla was?

Wosk znajdziecie na stronie Goodies, dokładnie TU

BUZIAKI, KAŚKA :*

<< Yankee Candle: Warm Cashmere.

poniedziałek, 5 lutego 2018

DOVE BABY: Krem przeciw odparzeniom, emulsja do mycia ciała i włosów oraz balsam nawilżający.

Witajcie Kochani!
Pogoda dzisiaj przepiękna! Mroźno, ale słonecznie, Zupa niemal gotowa, dom ogarnięty, więc jest chwila na blog :) A więc zapraszam na chwilę przerwy, róbcie kawkę i zapraszam do czytania ;)


Dzisiaj chciałabym wam napisać kilka słów o produktach Dove Baby, które otrzymaliśmy na koniec grudnia, dosłownie przed samymi Świętami Bożego Narodzenia od Agencja Atelier PR. Mieliśmy czas ich trochę poużywać, więc pora na naszą recenzję!

Na początku krem przeciw odparzeniom.


Kremik pierwotnie znajduje się w kartoniku. Na nim znajdziemy skład produktu, ale też wszystkie istotne informacje.




W kartoniku znajdziemy niewielkiej wielkości tubkę, Klasyczna, ale zarazem ładna graficznie, utrzymana w tonacji biało błękitnej- typowej dla całej serii. Tubka jest dosyć miękka, nie ma problemu z wydobyciem produktu, ale też ze względu na konsystencję nie wylewa się.


Otwarcie na zatrzask, dużo wygodniejsze niż np. nakrętka. Konsystencja jest gęsta, może odrobinę mniej gęsta i klejąca niż sudocrem, który zna większość mam ;)
Krem pachnie bardzo ładnie, nienachalnie, a w pielęgnacji dziecka według mnie, ma to znaczenie.
I wszystko pięknie ładnie, ale niestety krem kompletnie się u nas nie sprawdził. Bartek od jakiegoś czasu upominał o smarowanie pupy kremem, więc w sumie używaliśmy go niemal codziennie, a na jakiś czas zrezygnowaliśmy z używanego dotychczas (tylko w przypadkach czerwonej pupy) Linomagu. Niestety nic się nie działo, a po kremie pupa zrobiła się mega czerwona i bardzo podrażniona, dałam mu jeszcze jeden dzień, aby zadziałał na problem, ale niestety, było co raz gorzej. A później ciężko nam było z tego wybrnąć :( Ale na szczęście po ok 1,5 tygodnia ani śladu po problemie :)
Niestety to nie jest krem dla nas, powędruje dalej, do dzieciaczka u którego być może się sprawdzi! :)


Jeśli chodzi o emulsję..


Zgrabniutka ładna buteleczka, swoją drogą ciekawe kształty butelek mają kosmetyki baby dove, prawda, że przykuwają wzrok?


Tu macie skład i kilka informacji od producenta.


W emulsji jest pompka, co nie ukrywam bardzo ułatwia używanie jak i dozowanie produktu. Przy dziecku- wierzcie mi, takie rozwiązanie niemal ratuje z opresji :D Bartek to straszny wierciuch, czy wiercipięta, jak kto woli :P


Konsystencja dosyć gęsta, wg mnie nie jest wodnista, nie spływa z dłoni. Kolor mlecznobiały, zapach przyjemny, dla mnie delikatny, chociaż na mój nos niewiele ma z klasycznym dove wspólnego.
Działanie określam jako dobre, jest przyjemny, nie uczuliła nas, ani nie podrażniła, nie wysuszyła Bartka delikatnej skóry, za co duży plus! Dobrze myje, całe ciałko, chociaż do włosów używamy czegoś innego.
Teraz obecnie już testujemy co innego, więc wykańczamy (niewiele już zostało) ją jako mydełko do rączek, znaczy Bartuś wykańcza :P pomaga mamie produkować denko :P

Jeżeli o balsam chodzi.


No spójrzcie na te opakowanie! Dla mnie kształt kojarzy się z 'łezką' 'kroplą'. Na prawdę urocze!


Informacje od producenta, skład.


Tutaj otwarcie jest na zatrzask, nie sprawia problemów, ale jak pisałam wyżej zdecydowanie preferuję pompkę w każdym produkcie dla dzieci ;)


Konsystencja jest kremowa, ale taka dosyć płynna, typowa dla balsamu, rzadsza niż mleczko. Zapach przyjemny, podobny do emulsji, ale troszkę intensywniejszy.
Balsam dobrze się rozprowadza, szybko wchłania, nie bieli skóry.
Nie podrażnił skóry Bartka, nie wysuszył jej ani nie uczulił. Cieszę się, bo wiadomo, różnie to bywa.
Nie nawilża jakoś spektakularnie, jednak jeśli nie mamy problemów ze skórą, żadnych zmian skazowych, balsam radzi sobie bardzo dobrze i nie wymaga żadnego wsparcia ;)

Jestem zadowolona z całego zestawu. Jest przyjemny i myślę, że sprawdziłby się u każdego maleństwa, które nie ma problemów skórnych.
Polecamy ;)


Znacie produkty Baby Dove? Słyszałam że i u dorosłych się sprawdzają, muszę je wypróbować na własnej skórze!

BUZIAKI, KAŚKA :*