piątek, 28 września 2018

SHEFOOT: Dwustopniowa regenerująco- wygładzająca kuracja dla stóp.

Witajcie Kochani!
I witajcie ostatnie dni urlopu :D Haha. Masakra :P Ale chyba się już z tym pogodziłam ;)
Idę, bo muszę. I tyle. Ale zaczęłam znowu trochę intensywniej szukać pracy.
Pogoda ostatnio zmienia się w ciągu kilku minut.. Chociaż wczoraj było wyjątkowo na prawdę ładnie i doosyć ciepło ;)
Dzisiaj niby nie jest zimno, ale wiatr masakryczny. No i Bartek rano się zbuntował, nie ma w przedszkolu żadnej czapki, ani kurteczki czy ocieplacza! Szalony, mam nadzieję, że jak wychodzili na podwórko było w miarę pogodnie ;)


Dzisiaj chciałabym wam opowiedzieć o kuracji do stóp, którą miałam okazję ostatnio wypróbować.


Wszystkie specyfiki i etapy kuracji znajdują się w małym kartonowym pudełeczku.


Na odwrocie kartonika znajdziecie wszelkie informacje dotyczące kuracji, oraz skład poszczególnych saszetek.


W opakowaniu znalazłam ulotkę i taką oto podwójną saszetkę. Mniejsza saszetka to peeling, który należy wykonać przed nałożeniem skarpetek ;)


Dodatkowo w paczuszku dołączona była próbka kremu na suche i piękające pięty, oraz próka antyperspirującego odżywczego kremu do stóp dla mężczyzn, a propo's który dobrze się sprawdza u mego męża, zużył już kilka próbek. Chyba poszukam mu pełnowymiarowego opakowania.

Peeling bardzo podobny do tych w tubkach, od shefoot, właściwie to zapewne dokładnie ten :P
Jeżeli o skarpetki chodzi, lubię takie zabiegi, co jakiś czas zakładam skarpetki złuszczające, raz na jakiś czas też te odżywiające/regenerujące.
Do tej pory nie trafiłam na żaden tego typu zabieg, który przyniósłby na prawdę super efekty.
Niestety tym razem efekt też nie był piorunujący. Fakt, skóra stóp była delikatnie bardziej miękka, jednak na prawdę różnica nie była zbyt duża i niestety efekt nie utrzymywał się długo.
Stopy na drugi dzień tak jak zawsze potrzebowały 'szorowanka' ;)

Czy to ja mam taką oporną skórę, czy co. No nie wiem, w każdym razie nie mogę wam polecić tej kuracji ;) A szkoda, bo na produktach do stóp od Shefoot się do tej pory nie zawiodłam.


Znacie tą kurację? Może u was sprawdziła się lepiej?

BUZIAKI, KAŚKA :*

środa, 26 września 2018

MAJRU: Hydrolat z kwiatów róży demasceńskiej.

Witajcie Kochani! Pogoda zdecydowanie się zmieniła! Jest na prawdę zimno! Zawiozłam dzisiaj Bartka, na powrocie przewiało mnie na wszystkie strony! Matko jedyna, no coś strasznego. Wiedziałam, że będzie zimno, ale że już aż tak? Brrrr!

Dzisiaj chciałabym opowiedzieć wam o hydrolacie różanym i moich wrażeniach z jego stosowania.


Porządna szklana buteleczka, co więcej z ciemnego szkła- fajnie, lepiej chroni produkt przed światłem słonecznym. Atomizer nie zacina się, nie wylewa produktu, tylko poprawnie 'psika' :)


Na odwrocie znajdują się informacje od producenta oraz skład.


Opis produktu, oraz jego właściwości.


Wiele osób lubi atomizer ze względu na to, że produkt jest wtedy wydajniejszy. Szczerze mówiąc, ja nie do końca. Nie psikam go bezpośrednio na twarz, bo tego nie lubię. Spryskuję nim wacik, wtedy przecieram nim twarz. No i nie zaobserwowałam jakiejś mega wydajności.


 Bardzo wodnista konsystencja, typowa dla hydrolatów/toników. Zapach bardzo różany, jednak delikatny, nie duszący.

Niestety kolejny raz przekonałam się, więcej nie będę tego próbować, że róża mi nie służy :)

Nie wydarzyła się żadna tragedia, ale pojedyncze zmiany- mały wysyp na policzku, typowo pokrzywkowy, jednak szybko zniknął, jak tylko zmieniłam tonik. To nie pierwsza taka sytuacja, kiedy po użyciu czegoś różanego mam problem z cerą, teraz już jestem pewna, że to nie przypadek.

Kosmetyk jest dobry, ma super skład i myślę, że jest na prawdę warty wypróbowania, o ile was róża nie kłuje :P Niestety mnie bardzo, więc daruję sobie dalsze eksperymenty ;)


A u was różane kosmetyki sprawdzają się? Lubicie je?

BUZIAKI, KAŚKA :*

wtorek, 25 września 2018

WOODWICK: First Crush, pierwsze zauroczenie.

Witajcie! :)
Kryzys na razie zażegnany. Czekamy na wieści :)
Pogoda nie nastraja, zimno, wietrznie a na dodatek deszczowo! To zdecydowanie pora na gorącą herbatkę i palenie wosków/świec. Już kilka razy odpalałam coś w wieczór czy w dzień, ale powoli zaczynam odgrzebywać nowe, nieruszane jeszcze zapaszki!

Dzisiaj padło na Uroczy różowy wosk od WoodWick o wdzięcznej nazwie 'First Crush'.


'Specjalne połączenie, które oddaje niewinność pierwszej miłości poprzez soczystość rozgniecionych porzeczek i poziomek.'

'Pamiętasz swoją pierwszą miłość? Pierwszy dotyk? Pierwszy pocałunek? Pamiętasz te motyle w Twoim brzuszku? Czy pamiętasz, co wtedy działo się w Twoim sercu? Spojrzenia...ukradkowy dotyk dłoni...pierwsza róża... Wszystko to było tak bardzo czarujące i niewinne. Bo przecież tak wygląda pierwsza miłość, pierwsze zauroczenie i świat pełen najważniejszych i najmocniejszych w życiu emocji. Ten świat możesz odzyskać, możesz ponownie odkryć to uczucie - czyste i niewinne, ale jakże silne. Poznaj więc wosk sojowy WoodWick - First Crush. Jest to specjalne połączenie zapachów, które oddaje niewinność pierwszej miłości. Poznaj więc i zachowaj na dłużej soczystość rozgniecionych, czerwonych porzeczek i słodycz wiosennych pierwszych poziomek. Daj się jeszcze raz ponieść uczuciom i zakochaj się w zapachu pełnym prostych, ale jakże wymownych aromatów. Żyj pełnią życia i zaproś do niego nową miłość, oddaj się jej i powiedz, że Twoje drzwi do serca są już otwarte. Wdychaj zapach i zakochaj się w nim bezpowrotnie, bez pamięci.'

źródło.



Już sam kolor zachwyca- ja jeszcze parę lat temu byłam mega fanką koloru różowego, już trochę mi przeszło, ale nadal bardzo mi się podoba, co chyba widać :P

Muszę po raz kolejny wspomnieć o opakowaniach wosków WW! Są super, elegancko się otwierają i bez problemu można je zamknąć z powrotem ;) Bardzo przemyślane rozwiązanie ;)

Jeżeli o zapach chodzi, zdecydowanie miłość jest <3 Mega słodki, na początku podbity owocami, chyba jak dla mnie wspomnianą porzeczką. Później zapach staje się bardziej 'pudrowy', lekko perfumowany. Owoce są już trochę mniej wyczuwalne. Jednak ta słodkość towarzyszy nam przez cały okres palenia, co więcej, nawet długo po zgaszeniu płomienia.
Czy zapach mi się z czymś kojarzy? Zdecydowanie z pełnym owoców, słonecznym latem. Pełnym beztroskich i samych szczęśliwych momentów! Bardzo, bardzo przyjemny, chętnie do niego wrócę :)



Wosk znajdziecie na stronie Goodies, a dokładnie TU, w cenie 9 zł/szt. Chociaż obecnie nie jest dostępny, mam nadzieję, że jednak się pojawi :)



Znacie woski WW? Niektórzy wolą je od YC, a wy co o tym myślicie?

BUZIAKI, KAŚKA :*

niedziela, 23 września 2018

NIVEA HAIRMILK: Natural Shine Szampon & Odżywka.

Witajcie :) Jak to w życiu bywa nie zawsze dzieje się tak jak to zaplanujemy, prawda?
No więc mój urlop... się przydał :) Zepsuło nam się auto, więc Bartek kilka dni został ze mną w domu, a z nim... no nie szło ogarnąć bloga, bo wiadomo, obiad, zmywanie, pranie i już po spokoju, mama już była potrzebna ;) W piątek byliśmy w Białymstoku, na kontroli u alergologa, a przy okazji na zakupach. Sobie nic nie kupiłam, znowu :P Ale Bartkowi niemal wszystko co chciałam! Później pojechaliśmy na dwa dni do Sokółki, do bratowej- brat na wyjeździe-dawno nie byliśmy. Bartek się wyszalał, pobawił z pieskiem. Na drugi dzień mieliśmy jechać do domu. No najpierw małe zakupy w tesco i w kilku ulubionych sklepach w Sokółce. No ale jak wsiedliśmy w samochód, okazało się że z jakiegoś powodu rozładował nam się akumulator, do zera. Podłączyliśmy, pożyczyliśmy auto od bratowej i pojechaliśmy na szybkie zakupy. Wróciliśmy, pozornie wszystko ok, auto naładowane. A więc my szybko w drogę. Niestety, w czasie drogi było kilka postojów, w dwóch miejscach drogę robili, ruch wahadłowy itd itp. No i auto zaczęło nam wariować, tak na serio. Zero świateł, stopu, kierunków, wszelkie wskaźniki, m.in. pomiaru prędkości były na zerze, a przecież się poruszaliśmy. Najgorszy moment był wtedy, kiedy sam zaczął wytracać prędkość, włączył się alarm, wycieraczki... Dzięki Bogu nie ja prowadziłam i mąż był z nami, żebym to ja prowadziła i żebym była sama? Nie wiem, ja byłam przerażona jako pasażer. No i ostatecznie 5 km od domu silnik po prostu zgasł. Straszny, okropny, przeokropny dzień!
Więc tak jak wrócił z naprawy tak pojechał na warsztat z powrotem. Jestem przerażona, nie mówiąc o kolejnym, pewnie dużym wydatku.

No ale tak to jest, mając auto, trzeba się z tym liczyć. Szczęście w nieszczęściu, że mam urlop. Jutro Bartek pójdzie do przedszkola, zobaczymy w jaki sposób go dotransportuje, a tata odbierze rowerem ;)

Się rozgadałam :) Ale wierzcie mi że to był jeden z najgorszych dni w moim życiu. Ogromny stres, których i tak mam ciągle sporo. Teraz trzeba tylko mieć nadzieję, że auto szybko zostanie naprawione i nie będzie to dużo kosztować ;)

Wracając do tematu ;)
Dzisiaj chciałabym wam opowiedzieć o duecie, który otrzymałam od Nivea. Jest to nowość, szampon i odżywka z serii Hair Milk, jednak ta ma nadawać ekstra połysk, ma wygładzać i ujarzmiać włosy, ale głównie skupić się na tym połysku. Jak się u mnie sprawdził? Zapraszam do lektury :)



Bardzo ładne opakowania! Śliczny kolor, błyszczący niczym włosy po ich użyciu? :P

Najpierw kilka słów o szamponie, sprawcy całego zamieszania właściwie.


Szampon znajduje się w dużej, poręcznej raczej butelce, o pojemności 400 ml.


Na odwrocie znajdziemy informacje od producenta, oraz skład.


Otwarcie dosyć typowe, na zatrzask. Łatwo się otwiera, nie sprawia problemów, jednak też nie otwiera się samo, bez powodu. Muszę też napisać, że otwierając, nie urwałam 'zawiasków' a niestety często to się dzieje.


Muszę popracować nad wyostrzaniem tego co trzeba, nadal nie zawsze mi się to udaje. Jednak widać, że szampon ma mleczny kolor, jednak nie widać, że jest perłowy, więc wiele już osób powiedziałoby, że absolutnie nie sprawdzi się u osób, które mają problemy ze skórą głowy. Konsystencja doyć gęsta, jednak trochę lubi spływać z dłoni.

No i co wam powiem, że dla mnie użycie tego szamponu okazało się katastrofą totalną. Po prostu zrobiłam głupotę, że się pokusiłam o ten niby blask, którego swoją drogą także nie uraczyłam :(
Skóra głowy zaczęła mi  bardzo swędzieć, zaczęły robić się strupy, już nie suche miejsca, w których łuszczył się naskórek, ale tym razem strupy, które powodowały okropny świąd.

Dodatkowo strasznie plącze włosy, rozczesanie ich graniczy niemal z cudem po jego użyciu. No i fakt, mam włosy trudne do rozczesania, ale zazwyczaj właśnie drogeryjne szampony sprawiają, że są gładkie i proste do rozczesania.

Po jakimś czasie dałam mu drugą szansę, jednak dla mnie kompletnie, odpada. Drugi raz to samo, a nawet gorzej, dawno to było, bo wzięłam duet w użycie niemal od razu po otrzymaniu, a nadal męczę się ze skutkami użycia.


Czy odżywka była lepsza i łaskawsza dla mojej skóry głowy?


Równie ładne i poręczne opakowanko, standardowo mniejsze od szamponu, pojemność odżywki to 200ml.


Tutaj też na odwrocie informacje od producenta, skład.


Odżywka jest gęstsza, nie spływa z dłoni. Muszę przyznać, że obydwa bardzo ładnie pachną.

Odżywka jest dla mnie zdecydowanie bez efektu wow. Nie zrobiła mi krzywdy, chociaż fakt, staram się nie nakładać jej na skalp, jedynie na długości włosów. Jednak nie za bardzo wygładza ona włosy i niezbyt ułatwia ich rozczesywanie. Po prostu, jest średnia. Nie jest najgorsza jaką miałam, ale nie wrócę do niej.

Generalnie mam tyle innych produktów do włosów do wypróbowania, że cały zestaw po prostu powędrował dalej i mam nadzieję, że u kogoś sprawdzi się lepiej niż u mnie ;)

Nie oszukujmy się, mam bardzo wrażliwą i wymagającą skórę głowy, więc większość szamponów u mnie z góry odpada, nie zdziwiłam się więc szczególnie, że szampon tak posłał w cholerę mój spokój skóry głowy ;)


Może wy macie inne doświadczenia z tym duetem? Może to tylko ja jestem takim wrażliwcem?
Dajcie znać!

BUZIAKI, KAŚKA :*

niedziela, 16 września 2018

Denko #8 sierpniowe zużytki! :)

Witajcie Kochani po dłuuugiej przerwie :) Końcówka sierpnia, ale zwłaszcza pierwsza połowa września to był dla mnie, a właściwie dla nas hardcore. Mniej wolnego, więcej godzin dziennie, niż zwykle. Dodatkowo poprzedni tydzień byłam sama z Bartkiem, mąż musiał wyjechać.
To był mój chyba najcięższy tydzień w życiu. Ja w pracy od 7 do 17, Bartek w przedszkolu od 6:30 do 17:30... Na szczęście to już za nami, szybko zleciało, Bartek zniósł to na prawdę dobrze, być może niepotrzebnie się martwiłam. No ale wiadomo, jak to matka, pomartwić się musiałam.
Jednak udało mi się to przeżyć ogarnąć i mam w końcu upragniony urlop. Dodatkowo mąż wrócił szybciej niż wcześniej przewidywał, więc nie jest źle, powoli już czuję odpoczynek. Mam nadzieję, że dzisiaj już zasnę spokojniej, bo ostatnio byłam tak umęczona, że nie mogłam usnąć.

No ale kończę biadolenie. Zaplanowałam wiele na urlop, ale przede wszystkim powrót na bloga, mam ogromne plany, mam nadzieję, że i czasu i siły mi starczy :)

Dziś szybki dosyć post, bo denko. Chciałabym wam opisać kilka produktów, które udało nam się wykończyć w sierpniu.


PIELĘGNACJA TWARZY/UST


* płyn do płukania buzi Aquafresh- spoko był, nie był mocno ostry, a nie lubię ostrych.
* tonik Ziaja- w porządku, ale serio bez szału. Znaczy no nie powodował żadnych niespodzianek ale cera nie była lepsza niż wcześniej.
* płatki Cleanic- spoko są, kupiłam w fajnej cenie ;)
* płatki Bebeauty- ulubione :)


MASECZKI/PRÓBKI:


* maseczka peel off od Bielendy- kokosowy wariant. Uwielbiam maseczki peel off, co prawda jakoś specjalnie mnie nie porwała, ale będzie podejście nr 2 to napiszę coś więcej :)
* próbka kremu antyperspirującego- ponoć działa bardzo dobrze, mąż używał. I po próbce taka opinia :D :D




PIELĘGNACJA CIAŁA: 


* żel pod prysznic Papaya i kwiat hibiscusa- fajnie pachniał, ale nie uwiódł mnie tak jak ta druga limitka- grapefruit i mięta ;)
* Żel pod prysznic Fa- woda kokosowa. Powiem szczerze, że zapach na początku zawiódł mnie jak cholera. Ale w kontakcie z woda, no i z czasem wręcz pokochałam ten zapach i żałuję, że żel się skończył!
* Peeling solny lirene. Chyba całkiem zrezygnuję z peelingów solnych. Jakoś nie odczuwam zbytnio ich efektów, są delikatne no i czuję takie 'parzenie', grzanie za każdym razem jak używam jakiegoś.
Dodatkowo zapach.. klapa. Dla mnie kokos był niewyczuwalny ;)




* Żel Old Spice. Mężowy, ulubiony, chociaż nie tylko ten zapach, ale chodzi o markę. Skorzystałam teraz z tej promocji 2+2 i zrobiłam mu zapas ;)
* Dezodorant z Nivea już dobrze znacie ;)




* Sztyft Dove- lubię za zapach, właściwie lubiłam. Bo jakoś ostatnio zaczął mnie zawodzić. Może mi się skóra przyzwyczaiła? Na razie zrezygnuję ;)
* peeling Słona lawenda od Cztery Szpaki- przeboski! Pisałam o nim TU.



DŁONIE/STOPY: 


* Zmywacz do lakieru hybrydowego Laura Conti- kiepski. Niestety zużyłam go na siłę najszybciej jak się da.
* Dezodorant do stóp od Farmony- fajny, dawał radę, a w pracy buty mam mocno zakryte, blachy itd itp, tyle godzin w nich muszę przechodzić, więc to sukces ;)


KOLORÓWKA: 


* Szminka Wibo- uwielbiam! Świetna! Mocno zgęstniała, więc idzie papa ;)
* korektor Lovely- bardzo go lubię, super się u mnie sprawdza! Ostatni z zapasu poszedł w użycie, muszę uzupełnić zapasy ;)



WŁOSY: 


* Ahahahah jakie zdjęcie :D :D :D maznęłam i zapisałam.. ups :P Świetny, świetny szampon! Kolejny ulubieniec od Bani Agafi ;)



DZIEĆKO:


* płyn Hipp- dobry skład, barwi wodę, robi pianę- lubimy :)
* Szampon Sylveco baby to zużyliśmy pół na pół :P Bartek go lubi, bo ma na opakowaniu tą sówkę, a na moją skórę głowy wpływa zbawiennie!
* Bobik DHA- od dawna kupuję właśnie tą witaminę d z dha. Chociaż fakt, że kupuję też zwykłą d, której ejszcze dodatkowo do tej podaję Bartkowi dwie kapsułki :) Gdzieś za miesiąc zrobimy wynik i ocenimy czy trzeba zwiększyć czy na sezon jesienno- zimowy zostawić taką dawkę. Bartek miał niedobór, dlatego podaję aż 1200, chociaż nie jest to też jakoś mocno wygórowana dawka.




HIGIENA: 


* Ulubione wkładki Facelle! Kolejne, ente już opakowanie, przestałam już kupować inne.
* Podkłady do przewijania. Ostatni chyba zużyty paczek, chociaż nadal jak gdzieś wychodzimy noszę ze sobą na wszelki w. Dopiero co się odpieluchowaliśmy, chociaż chłopak tak pięknie prosi no i ZAWSZE prosi, ale ma prawo jeszcze na każdą wpadkę ;)


I tyle tego :) Trochę się nazbierało, ale szału nie ma. Kiepsko mi idzie zużywanie 'ponad podstawowych;' produktów. Brak czasu, siły, chęci. Olejuję/kremuję włosy rzadko, maseczki na maksa rzadko, niemal się nie balsamuje.. Eh!
Mam nadzieję, że październik będzie spokojniejszy i bardziej ułożony ;)


Znacie coś z mego denka? Może u was coś sprawdziło się inaczej niż u mnie?

BUZIAKI, KAŚKA :*