sobota, 21 listopada 2020

MELLI care: Krem do stóp granat i liczi, Krem do rąk cytryna i paczula.

Hej hej :)
Wczoraj mieliśmy pierwszą mini namiastkę zimy ;) popadało śniegu odrobinę a z kolei rano był lekki mrozik. Pierwsze skrobanko i te sprawy :D Tylko nie w moim wykonaniu w tym roku :D 

Wczoraj wieczorem próbowałam ogromny problem z blogerem. Znowu. Za żadne skarby nie mogłam dodać zdjęć. Próbowałam z dwie godziny, jakiś dramat! Oczywiście nie wspominając by w ogóle je dodać, muszę robić to poprzez inną przeglądarkę... Nie wiem jak to się stało, ani jak to naprawić ...


Mniejsza o problemy, jakoś to ogarnę muszę. Tymczasem dziś kilka słów o mega aromatycznych kremach od MELLI care. Zapraszam!



Dwie tubki, jedna do dłoni druga do stóp. To jedne z produktów jakie najbardziej lubię testować :D



Krem do rąk cytryna i paczula.


Kremik mieści się w niewielkiej tubce, jego pojemność to 50ml. Proste, przyjemne opakowanie. 


Na odwrocie znajdziemy skóład i niestety... nic w polskim języku. Trochę szkoda, wiem, że wiele osób korzysta z tłumaczeń opisów. Otwarcie jest dsyć klasyczne, jednocześnie nie do końca najwygodniejsze, bo odkręcane, ale tragedii nie ma, duży plus za to, że krem jest dodatkowo zabezpieczony sreberkiem.



Obydwa kremy są białe i dosyć gęste, jednak nie mocno zbite. Konsystencję mają podobną.
Zapach kremu do rąk jest... ciekawy. Dla mnie jest przyjemny, chociaż faktem jest, że wolę słodkie zapachy, ten jest w porządku.
Jeśli chodzi o działanie jest to na prawdę porządny krem do rąk, chociaż fakt, że to nie typowy tłuścioch. Nie jest ciężki, dobrze się wchłania, pozostawiając jedynie delikatną, przyjemną warstewkę. 
Moje dłonie jak zaczynałam testować ten kremik, jak widać na zdjęciach nie były w super stanie. Kremik pomógł mi bardzo, skóra dłoni przestała być sucha i szorstka i bardzo się wygładziła. 
Miałam pstryknąć zdjęcie, jednak od jakiegoś czasu jestem z dzieckiem w domu i i tak doba jest dla mnie za krótka, cóż zrobić...
W każdym razie bardzo go polubiłam i chętnie znów po niego sięgnę :)



Krem do stóp granat i liczi.

Ten kremik jest w takiej samej wielkości tubce jak krem do rąk.

Na odwrocie można zweryfikować skład :) Tu również plus za zabezpieczenie!


 Pachnie przecudnie, jest słodki i aromatyczny i dość długo czuć go na skórze! 
Świetnie nawilża i pielęgnuje skórę stóp. Codzienne porządne ścieranie, plus aromatyczny kremik i lepszej pielęgnacji mi nie trzeba!

Mega szybko mi się skończył, bo lubię na stopy nałożyć dużo kremu i wcisnąć je w skarpety. Tak krem ma szansę zrobić najwięcej. No i przede wszystkim wiecie co jest dla mnie ważne? Żeby po kremie stopy mi się nie pociły! A po tym jest klasa, stópki suche :)

Bardzo polecam obydwa kremy! Bardzo dobrze się u mnie sprawdziły i zdecydowanie do nich wrócę!:)



Znacie Melli care? Dajcie znać!

BUZIAKI, KAŚKA :*

środa, 18 listopada 2020

MADAME JUSTINE KOSMETYKI NATURALNE: Maska wygłądzająco- odżywcza i korundowa mikrodermabrazja.

Witajcie Kochani!
Bartek, mam nadzieję, w końcu jutro idzie do przedszkola. Jeśli nie wstanie znowu zawalony rano :P
Ja nie wiem, już w niedzielę było lepiej, w poniedziałek rano znowu zafluczony. Niby to tylko sam katar, no ale weź puść do przedszkola, w obecnej sytuacji ;)

Ostatnie dni... są mniej obfite w wolny czas, wiadomo. Będąc sama w domu mam mnóstwo czasu na wszystko, wszystko ogarniam itp. Ten post miał się ukazać wcześniej, jednak jest dopiero teraz, bo zwyczajnie doba mi się za szybko kończy, przykładowo, góra prasowania po prostu niemal sięga sufitu :D

Dziś chciałabym przedstawić wam dwa pozostałe produkty, które otrzymałam od Madame Justine Cosmetics. Zapraszam ;)


MIKRODERMABRAZJA KORUNDOWA
Produkt otrzymujemy w niewielkiej buteleczce, jego pojemność to 100ml. Duży plus za pompkę! Jaka to wygoda używania, aż się chce :D

Na odwrocie znajdziemy wszystkie informacje od producenta oraz skład.

Według producenta kosmetyk ma pachnieć arbuzem, no i rzeczywiście tak jest. Ale nie jest to taki świeży arbuzowy zapach, a bardziej słodki mini arbuz :)
Kosmetyk jest w białym kolorze, ma konsystencje lekko żelową, czuć w nim miini mini drobinki, na pewno tytułowy korund. Jeżeli chodzi o działanie zdecydowanie można stwierdzić że złuszcza martwy naskórek, przygotowuje twarz do dalszych zabiegów (maska, krem, serum itp). Twarz po takim zabiegu jest gładka, lekko napięta, ale absolutnie nie ściągnięta. Jest rozjaśniona i po miesiącu właściwie stosowania, mogę stwierdzić że przebarwienia ciut pojaśniały, plamy popryszczowe również.
Jedyne co to liczyłam po cichu, że trochę mocniej pomoże mi z zaskórnikami i ogólnie niedoskonałościami, z którymi walczę, ale mam wrażenie że ich to nic nie ruszy.
Produkt bardzo fajny, ja się z nim polubiłam, dodatkowo duży plus za zapach!
Standardowo, liczę na pogłębienie efektów z czasem, co zawsze daję znać przy denku, tak będzie i  tym razem :)



MASKA WYGŁADZAJĄCO- ODŻYWCZA
Maskę otrzymujemy w dosyć sporej, bo aż o 200 ml pojemności. No i tutuaj znowu ta upragniona pompka, co mnie bardzo cieszy :)

Na odwrocie znajdują się wszystkie informacje od producenta, oraz skład. 

Maska jest dosyć gęsta, żelowa, taka... klejąca. Pachnie okropnie :P Jakoś rybio, algowo, no całkowicie nie mój zapach. Ale wiadomo, co jest najważniejsze... Działanie :)
Z tym niestety niewiele lepiej. Konsystencja, konsystencją, ale ona całkiem wlepiała mi się w buzie, z jednej strony ciężko było ją domyć i zostawiała na buzi klejącą warstwę, więc potrzebowałam ją czymś zmyć, bo nie mogłam znieść tego uczucia... Po umyciu buzi, skóra była ściągnięta jak jasna anielka!
Bardzo nieprzyjemne uczucie... 
Dałam jej szansę kilka razy, jednak za każdym razem efekt był ten sam. Tym bardziej miałam obawę, że zlepi mi rzęsy (chodzę na doklejanie co 3 tygodnie), bo już kiedyś miałam taką sytuację z inną maską i przez nią mi wtedy dużo wypadło. Bałam się, że będzie to samo. 
Postanowiłam więc zrezygnować z dalszych prób, podaruję ją komuś, jeśli tylko dowiem się, że sprawdziła się lepiej, na pewno o tym wspomnę w denku :) 



Tak to jest, nie wszystko jest dla wszystkich. Super skład, ale... No właśnie, ale. 
Nie tym razem :)
Jednak mikrodermabrazję całym sercem mogę polecić! To produkt, który warto poznać!


Znacie te kosmetyki? Może macie inne zdanie na ich temat? Dajcie znać!

BUZIAKI, KAŚKA :*

sobota, 14 listopada 2020

MADAME JUSTINE kosmetyki naturalne: Tonik złuszczający z kwasem jabłkowym i hydrolat lawendowy.

 Hej hej.

U nas właściwie nic nowego :) We wtorek Bartosz w przedszkolu miał przedstawienie z okazji rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, jaki był dumny! Jak się starał, uczył kwesti, piosenki śpiewał. Szkoda tylko, że przez obecną sytuację rodzice nie mogli być obecni.. Ale cóż, takie czasy. Wiele rzeczy jest nie tak jak trzeba. Dostęp do lekarzy, właściwie nie tylko do tego pierwszego kontaktu, ale nawet do specjalistów. Obecnie u nas szpital jest szpitalem Covidowym, przychodnie nie działają, to jest dramat. Po niedzieli mam wizytę u ginekologa, 40 kilometrów od domu, bo u nas próbowałam, do jednego zaufanego lekarza prywatnie, ale też nie da rady. Więc jadę do swojej lekarki do innego miasta, tam również przyjmuje. Paranoja! I wiele innych rzeczy jest teraz problemem, zajęcia dodatkowe np. Ehh, szkoda gadać.

Ale dość już tego marudzenia...

Dzisiaj przychodzę by pokazać wam kosmetyki, które testuję już w sumie miesiąc, więc przyszła pora na kilka słów o nich. Firma jest niewielka, w swoim asortymencie, który możecie zobaczyć TU, nie ma wielu kosmetyków, ale za to te produkty mają super składy, KRÓTKIE składy i są dopracowane jak mało co, wierzcie mi. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej, zapraszam :)



HYDROLAT LAWENDOWY

Hydrolat otrzymujemy w niedużej, szklanej buteleczce o pojemności 100ml. Grafika jest bardzo prosta i przyjemna. 

Na odwrocie znajdziecie wszystkie informacje od producenta, sposób użycia, oraz skład :)

Jedną rzecz mogłabym opakowaniue zarzucić. Dla mnie otwór jest zbyt duży by dokładnie dozować hydrolat. Fajnie, gdy dodane są te takie koreczki z małą dziurką, to wiele ułatwia.
Skończyłam narzekać :P Teraz już same plusy, a będzie ich kilka!

Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam hydrolat lawendowy! Mimo, że zapach sam w sobie to zdecydowanie nie jest mój hit, wiem że działa cuda na mojej twarzy. To nie jest mój pierwszy hydrolat lawendowy, jednak pierwszy od Madame Justine. Nie zawiodłam się ani trochę!
Świetnie oczyszcza buzię z zanieczyszczeń dnia codziennego, super radzi sobie z doczyszczeniem jej z resztek makijażu po umyciu buzi żelem. Matuje skórę jednocześnie jej nie ściągając, ani razu nie czułam tego nieprzyjemnego uczucia ściągnięcia. Po jakichś dwóch tygodniach używania zauważyłam też, że w dzień, z makijażem moja skóra nie potrzebuje 'odtłuszczenia', a przeważnie tak jest. 
Świetnie przymyka moje wielkie pory zarazem dobrze je oczyszczając. Przyspiesza gojenie się intruzów, jeśli takowe się pojawią, a był to trudny dla mnie miesiąc. Dużo mi się spóźnił okres, miałam jakiś mega mętlik hormonalny, powiem szczerze, że wyglądało to tak, jakby dwa razy 'nawiedziło' mi coś buzię 'przedokresowo', pewnie wiecie co mam na myśli. Jednak pierwszy raz to był jakiś psikus. Jednak dla mnie mało zabawny :P
W każdym razie ten hydrolat na prawdę miał bojowe zadanie.. I moim zdaniem poradził sobie super, chętnie znów do niego wrócę!




TONIK ZŁUSZCZAJĄCY
Tonik otrzymujemy w niewielkiej, zarazem dwa razy większej buteleczce niż hydrolat. Jego pojemność to 200ml. 
Na odwrocie znajdziecie wszystkie potrzebne informacje od producenta, skład.



Tonik to kolejny strzał w dziesiątkę! Cieszę się, że sama mogłam sama wybrać produkty do testów i zdecydowałam się akurat na te produkty. One najbardziej mnie kusiły, a intuicja ewidetnie jest na swoim miejscu :))

Ładna cera, wyrównany koloryt, no pomijając tych 'okresowych gości', ale na nich to tak patrzenic nie działa. Wiem, że produkt jeden i drugi wzajemnie się uzupełniają, temu efekt jest aż tak fajny i widoczny. Moja cera ostatnio na prawdę dobrze wygląda bez makijażu (mam na myśli podkład, brwi wypełniam ciągle, bo biedne one:P). Jasne, że dużo dają mi rzęsy, ale one nie sprawiają, że cała twarz jest taka żywa, w końcu nie jest poszarzała, koloryt się wyrównuje, chociaż w miesiąć (!!) zużyłam jakąś 1/3 tego toniku, przy codziennym używaniu! Jest hiper wydajny. Ciekawa jestem jakie efekty będą, jak buteleczka dobije dna, na pewno w denku dam wam znać!




Na dniach pojawi się również post o pozostałych dwóch kosmetykach MADAME JUSTINE, wyczekujcie więc i zapraszam :)

Miłej końcówki weekendu,
BUZIAKI, KAŚKA :*

wtorek, 10 listopada 2020

Denko września i października :)

 Hej hej! 

Dacie wiarę, że to już listopad :o Jestem w wielkim szoku. W każdym razie od początku jakis ten listopad łaskawy. Dostałam przedłużenie świadczenia rehabilitacyjnego, uff. Chociaż generalnie byłam pewna, że to tylko formalność, jednak leciuśki stresik był. No i też liczyłam, że nie dostanę na pół roku, jak wnioskował lekarz, bo mam, właściwie mamy, małe plany ;) a teraz dupa w troki, trzeba w pełni dojść do siebie, mam na to 4 miesiące ;) Później powrót do prawdziwego życia :P 

Dzisiaj przychodzę z denkiem, będzie szybko, bo biorę się za kolejny, ciut ważniejszy post. Denko lubię, nie zrezygnuję z tego, sama lubię je oglądać. W każym razie, zapraszam ;)




* Mężowe ulubione :) Ale to już wiecie :P


* Mydła chyba już innego nie kupię ;) Mango super pachnie, oliwkowe też jest spoko, wzięłam dla odmiany :) 
* Skarpetki również najlepsze.


* Pasta ziajka. Już zrezygnowaliśmy z niej, teraz kupuję pastę dla starszaków :)
* Żel z Yope, ekstra! Cały czas Bartek je używa, ten obłędnie pachniał.



* Suchy szampon z Isany spoko, lubię go, ale jednak batiste kupię następnym razem, bardziej polubiłam Batiste.
* Szampon przeciwłupieżowy Isana- bardzo dobry produkt jak ktoś ma problemy ze skórą głowy, mi bardzo pomógł. 
* Farba niemal jak zawsze Syoss. Muszę już znów pofarbować, co miesiąc muszę, nie ma bata, tak rosną. Chociaż też wypadają ;(
* O tym szamponie z miodowej mydlarni nic nie napisze bo będzie post, niedługo :)


* Soczewki już standardowo takie.
* Micel był bardzo spoko :) chętnie wrócę, kupiłam go w ekstra cenie.
* Płatki duże super, tych okrągłych więcej nie kupię ze względu na skład. I tak teraz przeważnie wielorazowych używam :)
* Korektor świetny! Mam teraz inny odcień i gorzej się sprawuje, bo muszę go dobrze ukrywać, ten dosłownie wtapiał się w cerę. Chyba najlepszy jaki miałam...
* Plaster na nochala, no troche oczyścił :P
* Szampon do rzęs, ciągle robię, no i tym myję. Lepiej mi się trzymają jak myję szamponem a nie przy myciu twarzy wodą/żelem do mycia twarzy.


Chustki czasami się jeszcze przydają, nadal Babydream.
Tampony Masmi. Utwierdziłam się w tym że nie lubię tamponów z aplikatorem, no nie umiem ich obsłużyć... nie jest to dla mnie wygodne. Ale ogólnie nie uczuliły, nie podrażniły, super są.


* Żele isana. Berry Love=love <3 Zapach obłęd. Pierwszy to średniak.

* Peeling Nature Box spoko, ale... bez szału. Podobał mi się zapach, bardzo, ale zdzierak to średni.


No i hop. Gotowe. Od jakiegoś czasu szwankuje mi blogger... Musiałam zmienić przeglądarkę, no ale udało się i jest post. :) ale jakość, giga. mam dobre zdjęcia, a wyglądają koszmarnie, eh.


Coś wpadło wam w oko? Dajcie znać!

BUZIAKI, KAŚKA :*