czwartek, 24 września 2020

BENECOS: Naturalny szampon Pokrzywa&melisa.

 Hej :)

Piękna jesień trwa, szok jak bardzo pogoda nas rozpieszcza. Codziennie piękna pogoda i plac zabaw, rowery. A to już końcówka września! Strasnie się cieszę, bo ja dopiero od początku września mogę jeżdzić rowerem, więc korzystamy ile się da. Niestety ostatnio mój mąż dużo pracuje, więc ten rower  nie jest codziennie. Ale i tak kilka razy nam się udało, więc super.


Dziś chciałabym wam opowiedzieć o szamponie, który niedawno otrzymałam do przetestowania. W paczce, którą otrzymałam znajdowały się dwa proddukty. Szampon Benecos był dla mnie, cosnature dla męża. 

Od razu zabraliśmy się do testów a teraz kilka słów o moim wariancie.


Szampon znajduje się w dużej tubie, jego pojemność to 200ml. Grafika bardzo przyjemna :)


Fajnie, że jest naklejka z informacjami od producenta w języku polskim. Skład do wglądu.


Szampon jest w jasnym, żółtawym, ale i dość transparentnym kolorze. Zapach przyjemny, nie drażniący. 

Jeśli o działanie chodzi, niestety zawód i to ogromny. Jeśli ktoś mnie czyta, wie dobrze, że moja skóra głowy jest problemowa, bardzo. Kilka miesięcy temu, myślę że ok 3-4, całkowicie zapanowałam nad problemem. Używałam szamponu przeciwłupieżowego Isana, i Nizoralu tak co 3 mycia. Póżniej, jakieś dwa miesiące temu, no może więcej, włączyłam szampon w kostce z Miodowej Mydlarni. Wszystko było okey, zero problemów, skóra idealna. Doszłam nawet do tego, że nie myłam włosów co drugi dzień a co 3-4 nawet, nadal wszystko grało.

Użyłam szamponu Benecos raz, raz jeden, jedyny. Swędzenie pojawiło się już następnego dnia, łupież, strupy dwa dni później. Nie zmieniłam absolutnie nic innego w pielęgnacji włosów, więc niestety winą obarczam właśnie go.

Nie wiem czemu tak się stało, co, jaki składnik to spowodował. Chętnie bym się dowiedziała.

Niestety jestem zmuszona zużyć go do mycia ciała, właściwie juz niewiele mi zostało, bo od razu go do tego przeznaczyłam. Słabo pocieszające, ale jako żel sprawdza się bardzo spoko, zapach przypadł mi do gustu. Jako szampon, u mnie, całkowicie do skreślenia.



Znacie produkty Benecos? To mój pierwsze z nimi spotkanie, szkoda że tak nieudane, bo wiele czytałam o nich zachwytów :(

BUZIAKI, KAŚKA :*

czwartek, 10 września 2020

GARNIER FRUCTIS: Regenerująca maska Papaya Hair Food.

Witajcie :) 

Pogoda już się posypała, co chwila pada, jest chłodno, czuć już jesień, bezapelacyjnie- czuć jesień,

Bartek posmarkany (po nocy odrobine pokasłuj, chociaż w ciągu dnia już się to nie powtarza), więc jest ze mną w domu, pewnie żebym pracowała, chodziłby do przedszkola, ale z racji tego, że jestem w domu, mogę go zatrzymać z byle katarem. Jednak mam nadzieję, że szybko minie i w poniedziałek wróci do dzieci..

Dzisiaj chciałabym wtrącić kilka słów o słynnej już chyba masce, ze słynnej serii Garnier Hair Food. Mój wariant to Papaya. Nie ukrywam, że wzięłam akurat ten licząc na upojny zapach :P Ale aloesowa wersja również mnie teraz ciekawi, jak kupowałam ten wariant, aloesowej jeszcze nie było.

Zapraszam więc do przeczytania mojej opinii :)

Bardzo fajne opakowanie, duża pojemność, co jest ogromnym plusem.


Jest w większości z naturalnych składników- fajnie, zawsze to mniej szkodliwego shitu.


Maska jest bardzo gęsta i kremowa, jest w kolorze białym. Wystarczy dosłownie odrobina by pokryć całe włosy na długości oczywiście, na skórę głowy nigdy nie nakładam. 


Tu można zerknąć na skład. Producent gwarantuje, że maska zachowuje swoje właściwości ok 12 miesięcy od otwarcia. Całkiem sporo, i dobrze, bo ja jej już bardzo długo używam, myślę że dłuzej niż rok i jeszcze na kilka użyć mi zostało.

Producent propouje 3 sposoby użycia jej, jako odżywkę po myciu, ale ze spłukiwaniem, jako maskę, lub jako odżywkę bez spłukiwania.

Szczerze powiem, że na trzeci wariant... bym się nie pokusiła. Jestem pewna na 1000%, że obciążyłaby moje włosy masakrycznie, nadawałyby się do kolejnego mycia.. i to natychmiast.

Ja używałam jej jako odżywki ze spłukaniem, dosłownie po 2 minutach. Takie rozwiązanie sprawdziło się u mnie najlepiej, chociaż też trzeba było używać jej z głową i dozować niezwykle ostrożnie. Oczywiście na początku użyłam jej jak maski, w końcu to maska. Jednak włosy były zbyt obciążone. Pierwszego dnia były względne, jedak nadawały się do mycia już następnego dnia, więc te rozwiązanie jest kompletnie nie dla moich włosów.

Nie mam jakoś strasznie zniszczonych włosów, myślę, że są generalnie w niezłej kondycji tylko dość mocno się sypią.. Czemu? Nie wiem. Mimo, że doprowadziłam do porządku skórę głowy, włosy wypadają jak szalone. Chyba wrócę do biotyny, jednak czy można ją tak brać non stop, cały rok ? Bo jak biorę, jest dużo lepiej. Ale jak tylko zrobię przerwę problem wraca z taką samą siłą...

Używana jako odżywka, w niewielkich ilościach, sprawdziła się u mnie rewelacyjnie! Włosy po niej są mega gładkie i sypkie, a dodatkowo mając na uwadze zapach... OBŁĘD! Zapach jest cudowny, słodkawy, ale fajnie przełamany kwaśną nutą! 
Jednak muszę stwierdzić, że produkt jest trudny. Dla mnie bardzo nawet. Wystarczy nałożyć odrobinę zbyt dużo i oklap gwarantowany. Parę razy tak mi się zdarzyło.

Więc powiem szczerze że mam ciut mieszane uczucia. Z jednej strony sprawdzała się świetnie, z drugiej w bardzo łątwy sposób mogła uczynić masakrę...


Czy polecam? Polecam, ale... No właśnie, ale. Warto spróbować, jednak miejcie nie uwadze moje ale :P

Znacie tą maskę? Może inna z tej serii sprawdziła się lepiej? Dajcie znać!

BUZIAKI, KAŚKA :*

wtorek, 8 września 2020

DENKO #4 Zużycia kilku ostatnich miesięcy. Dobrych paru miesięcy :P

 Oj dawno mnie tu nie było, wiem. Ale postanowiłam nadrobić denka w jednym poście i wrócić do regularnego blogowania. Życie powoli się uspokaja... Nie wiem jak długo to potrwa, ale powinno jakieś pół roku :) 

U nas dużo zmian, po operacji była przeprowadzka, teraz zmiana przedszkola, u męża zmiana pracy. No dużo rzeczy się złożyło, czasu było mało na wszystko, plus ogarnianie rzeczywistości by wrócić do sprawności. Teraz jest lepiej, chociaż to nadal nie to, jest lepiej. Oby do przodu i oby szło jeszcze lepiej!

Dzisiaj wpadam z denkiem, w sumie jest tego tyle, że opisze tylko te produkty, które się super sprawdziły, lub nie sprawdziły się wcale. Bo bez sensu totalnie wszystko opisywać, skoro to było nawet kilka miesięcy temu.


TWARZ: 





* Chustki fajne, ale tylko okazyjnie. Po pobycie w szpitalu mocno mnie wysuszyły.. I nie, to nie woda szpitalna, bo mi po operacji 2 dni wstać nie pozwolili..


* Pianka All about Aloe- była super, bardzo fajnie się jej używało, nie piekła w oczy, dobrze oczyszczała twarz.
* Bielenda- Esencja Zielona Herbata- też bardzo fajna! Przyjemnie się używało, przecudny zapach, no i w sumie starczyła mi gdzieś na 3 miesiące, a zdaje się tyle może być używana od otwarcia.


* Maska z garniera była super, może skuszę się kiedyś na nią znów ;)



* Mus borówkowy super pachniał. Jednak mam mieszane uczucia co do niego w pozostałych kwestiach. Planuję post, więc więcej nie zdradzę ;)
* Micel Cien- spoko był, fajnie oczyszczał, nie piekł w oczy, zapach ok.
* AA- woda micelarna, spoko, ale miałam wątpliwości jako co jej używać, tonik czy micel> ;>
* Podkład, był fajny na początku. Później strasznie ciemniał, krycie bardzo średnie.


* Bardzo zaciekawiły mnie te próbki Alchemie. Powiem szczerze, że jeśli trafię na dobrą promkę być może skuszę się na pełnowymiarowe opakowanie. To tylko próbki, ale mam ochotę na więcej!
* Maski w płachcie spoko, zwłaszcza Cien, którą już dobrze znam i zużyłam ich już sporo.


* Puder Niuqi- słabizna na maksa. Wgl mi się pobił w połowie, własciwie nie pobił a pokruszył, więc bez żalu wysypałam i wrzuciłam do denka. Okropnie podkreślał wszystkie suchości na twarzy, ogólnie bardzo nieładnie na twarzy wyglądał, jakiego podkładu bym nie użyła.
* Dopiero teraz jak mi po pomadcerumiankowej Alterra odżyły rzęsy ten tusz sprawdził się rewelacyjnie! Na prawdę jeden z lepszych jakie miałam ;) Choć fakt, że 3 miesiące i kosz, bo zaczął się kruszyć, Eveline wytrzymują dłużej. No ale cena, cena.... ;)
* Loreal True Match- Z tego podkładu na początku byłam mega hiper zadowolona. Krycie na plus, bardzo dobre. Jednak bardzo nietrwały... Szybko potrzebował poprawek, więc to nie dla mnie.


*Perfecta- algi minerały morskie. Bardzo przyzwoity micel. Na bardzo długo starczył! Oczyszczał jak należy, nie szczypał w oczy, polecam!


* Lovely white chocolate- u mnie sprawdził się ekstra! Zapach to dodatkowy plus ;)

* Lovely- rozświetlający korektor pod oczy. Jest świetny, od lat go używam i polecam! Zawsze go dokupuję na promocjach w Rossmannie. 


CIAŁO: 


* Garnier mineral w kulce jak zawsze najlepszy! 
* Deo nivea.... porażka jakaś. Zero jakiejkolwiek ochrony, nigdy więcej.
* Nivea men- męża ulubiony, ale tylko ten jeden wariant.


* Nacomi Masło shea- jak to masło shea. Tłuste, super nawilżające w kryzysowych sytuacjach i u syna i u mnie.  Dłuuugo było otwarte, przyszedł czas na nie, bo zmieniło zapach. 
* Ciężko mi szło męczenie tego musu Organic Shop... Zapach ekstra, działanie też, ale był uciążliwy, mazał się jak cholerka ile bym go nie wzięła. Był oporny we wchłanianiu się.. 
* Obydwa balsamy i Oillan i AA wspierało mnie w walce z wysuszona i wrażliwą skórą nogi po operacji. Na prawdę spisały się elegancko!



* Old Spice Captain- fajny zapach, ale original najlepszy. Chociaż ostatnio jakiś nowy wyszedł i pachnie bardzo konkurencyjnie do original :P






* Żel le petit- zapach ok, ale mąż twierdził że wysuszał, swędziała go skóra.
* Żel full mellow, boski zapach, super działa nie na skórę! Zero wysuszeń, zero podrażnień!
* Żel Bebeauty- porażka jak wusysza, ale to kurde u mnie każdy z biedry, a dalej kupuję... Kuszą zapachami i opakowaniami, cóż.
* Żel aloesowy zużyty w większości do robienia swojego płynu dezynfekującego. Trochę na włosy- ale u mnie średnio się ten sposób sprawdził :)



* Płyn Facelle- świetny i bardzo uniwersalny, polecam!

* Maszynki Venus, używam ich może od 2-3 lat i są super! Kiedyś zawsze był BIC, ale mega mnie zacinały..

* Filtr wywalam, myślałam że się przyda, ale spf 6? Na co mi to, jak mi 100 trzeba..


WŁOSY: 

* Isana- najlepsza odżywka ever, mam kolejną w zapasie, właśnie wykończyłam inną wersję, ale do pięt jej nie dorasta.

* Isana- świetny szampon przeciwłupieżowy! Bardzo mi pomógł z moją problemową skórą głowy. Problem właściwie zniknął.

* Szampon Yope- na początku byłam zadowolona, wyglądało na to, że świetnie radził sobie z moją skórą głowy, ale później problem urósł jeszcze bardziej..

* Nizoral stosowany raz w tygodiu, naprzemian właśnie z tym szamponem z Isany świetnie się sprawdził. Duet w końcu zaprowadził porządek na mojej głowie.



* Bardzo dobra farba z Joanny. Super krycie siwizny (tak, mam tego trochę:D) po 2-3 myciach farba się już nie wypłukiwała, fajnie.

* Maska botanicals dla mnie klapa. Strasznie swędziała mnie skóra głowy po niej, ale ona ma w składzie coś, soję zdaje się, a niestety mnie to uczula.

DŁONIE, STOPY: 

* Najlepsze skarpetki złuszczające ever <3

* Luksja- świetne mydło, nie wysusza, myje dobrze, pachnie fajnie.


* Słabizna, jeden z największych kitów, jeśli o kremy do rąk chodzi.



Jedno i drugie ok. Odkąd zaczęłam używać past do zębów z lepszym składem zapomniałam co to zajady ...

* Krem nivea porażka, krem Cien super.

* Isana- mydło mango super. Nie pierwsze, nie ostatnie. Ale te 'You are so loved' niezbyt przypasował mi zapachem... 

* Krem Balea- całkiem spoko, ale za duża butla, znudził się w połowie :P



* Te pierwsze mydło poracha... Z niemiec mąż przywiózł, nie pieniło się toto wcale.

*Reszte mydeł Isany spoko.


DZIECKO: 

* Yope- super żel pod prysznic Rumianek i pokrzywa.


*Płyn do kąpieli Hipp. Super jest, na długo wystarcza. 

* Mydło yope nic ciekawego, znaczy zapach ok, działanie też, ale opakowanie takie uciążliwe... Lało się pod pompką z pompki...

* Kula Full Mellow. Najlepsza!!!!!



* Olejek bambino, był ok, ale bez większego szału..


INNE: 

* Cudowna, najlepsza, przepiękny zapach <3






* Cocolino <3

No i uff, przebrnęłam jakoś. Sporo tego. Następne denko będzie z sierpnia i września wspólne. Teraz szykuję kilka recenzji, niebawem się pojawią :)


BUZIAKI, KAŚKA :*